Page 748 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 748
– Norymberga. W najgorszych snach nie mogłabym sobie wyobrazić, że
przyjdzie mi kiedyś postawić nogę w tym oto mieście, które na zawsze odcisnęło
swoje piętno na mapie żydowskiej gehenny.
Szły dawnymi ulicami Norymbergii przez labirynt gruzów. Księżycowy krajo-
braz. Zaszły na nocleg do zniszczonego kościoła. Wyciągnęły się na szerokiej,
długiej ławce. Wszędzie wokół gołe fragmenty ścian z czworokątnymi śladami
po świętych obrazach, jakie dawniej tu wisiały. Nie dało się usnąć. Podener-
wowanie. Stąd było tylko dwieście kilometrów do celu. Trzeba było uzbroić się
w cierpliwość. W mózgu kołatało pytanie, które tak bardzo dokuczało. Wkrótce
otrzyma się na nie odpowiedź.
*
Część z dwustu ostatnich kilometrów pokonały wielkim truckiem, który był do
pełna napakowany polskimi wyrostkami, wyzwolonymi z obozów pracy. Chłopcy
byli dziko weseli i odnosili się z typowo polską rycerskością do Żydóweczek z ka-
cetu. A te dwie Żydóweczki czuły się bardzo niekomfortowo z nimi. Nienawidziły
przebywać w zamkniętej przestrzeni wyłącznie z przedstawicielami płci męskiej,
nawet najmłodszymi. Kiedy mieli przygotowywać się do spania w trucku, chłopcy,
pół żartem, pół serio, zaczęli spierać się między sobą, który ma się położyć koło
Żydóweczek.
– Wyskakujmy z tego trucka. – Malka pociągnęła Miriam za rękaw. Wóz jechał
za szybko. Trzeba była czekać na okazję, żeby wyskoczyć. Tymczasem uśmiechały
się głupkowato do tej bandy, której dowcipy miały je śmieszyć. Chłopcy w końcu
postanowili, że młode damy mają same postanowić, koło kogo chcą spać.
Miriam, która uważała siebie za bardziej doświadczoną w tych sprawach niż
Malka, wskazała na małego, wychudzonego chłopaka z pryszczami na twarzy.
Trzymał się z boku. Zdaje się, że uważał się za niegodnego brania udziału w tym
konkursie. Chłopcy wybuchli śmiechem. Wybrany chłopak śmiał się razem z nimi,
a był to rodzaj śmiechu bliski płaczu.
– I kto jeszcze? – śmiejąc się, pytali chłopcy.
– Nikt więcej! – rzekła Miriam zdecydowanie i kazała Malce położyć się przy
samej ścianie w kącie trucka, a sama położyła się koło niej.
– Lepiej wyskoczyć – wyszeptała Malka.
– I się zabić? – wyszeptała Miriam w odpowiedzi. – Na to zawsze jest czas.
– Palcem przywołała pryszczatego chłopca i pokazała mu, żeby umościł się
koło niej. Tak też zrobił, a pozostali, chcąc nie chcąc, położyli się paralelnie do
nich, wzdłuż platformy trucka, jak szprotki. Ci szajgece mieli kilka wojskowych
koców ze sobą i wszyscy nimi się przykryli. Całkiem przyjemnie było im leżeć
przytulonym do siebie w rozkołysanym trucku – w tej kołysce dla umęczonych
dzieci. Niebo i gwiazdy bujały się nad głową jak w kołysance i jechały razem
746 z ciężarówką. Ani Miriam, ani Malka nie mogły zasnąć. Miriam wsłuchiwała się