Page 730 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 730
Kiedy spoglądam wstecz na życie w getcie, Abraszo, dziwię się, jak my tam
żyliśmy. Dziwi mnie, że było tak mało samobójstw. Dlaczego ludzie żyli o wiele
dłużej, niż zapowiadali lekarze? A czy nie wiemy, jak trudno było w tamtych wa-
runkach zachować ludzką twarz? Większość gettowników jednak tego dokonała.
Przypomnij sobie tylko te powiedzonka, kawały, anegdoty i piosenki stworzone
w getcie (które Malka teraz ożywia) – czy nie były one dowodem duchowej wi-
talności gettowników? A ile siły i woli było trzeba, żeby w takiej sytuacji organi-
zować szkoły, biblioteki, koncerty, przedstawienia teatralne, chóry, odczyty czy
nielegalne słuchanie radia, jak robił Gabi na przykład, i kolportowanie wśród
towarzyszy biuletynów informacyjnych. A ile szczodrobliwości trzeba było, żeby
odciąć piętkę z własnej racji chleba i oddać ją choremu towarzyszowi.
W getcie były też oczywiście zło i podłość. Były brutalność i egoizm. Wy-
zuci z wszelkich pozorów, nie mając możliwości obleczenia się w fałszywą
moralność, jak to łatwo jest uczynić w normalnych czasach, w getcie spotyka-
liśmy się twarzą w twarz z drugim – tacy, jacy byliśmy, z obnażonymi duszami,
każdy ze swoim prawdziwym charakterem. I w ten sposób zmagaliśmy się,
nie o żadne drobnostki, tylko o samo życie. W takich zmaganiach jednostka
staje przed wyborem: ja albo ty. W takich zmaganiach zwierzę kryjące się
w człowieku łatwo może wziąć górę. A jednak w większości przypadków górę
brały ludzkie zalety.
A im więcej czasu upływa od likwidacji getta, tym bardziej jestem przeko-
nana, Abraszo, że nasze dni tam były dniami moralnej siły. To daje mi nadzieję
na przyszłość. Jeśli ludzie potrafią żyć tak, jak my żyliśmy w najczarniejszych
godzinach, o ile łatwiej przyjdzie to teraz. Sądzę, że ci wszyscy, którzy przejmują
się tak bardzo tym, jak Żydzi ginęli, lepiej by zrobili, gdyby dowiedzieli się, jak oni
żyli. To z pewnością przyniosłoby im więcej pożytku.
Może brzmi to dziwnie, Abraszo, lecz myślę, że te cztery lata, które spędziłam
w getcie, były najbogatsze, najbardziej inspirujące w moim życiu. W tamtych
latach, gdy głęboko w sercu każdego dziecka, każdego mężczyzny i każdej
kobiety uwierało przeczucie rozłąki i śmierci – miłość matki, ojca, ukochanego
czy przyjaciela nabierała pełnego znaczenia. Każdy nędzny posiłek, kiedy moja
rodzina była jeszcze w komplecie, był najwystawniejszą ucztą. Każdy wieczór,
który spędziłam z przyjaciółmi, z Tobą lub z Markiem, niechby o pustym żołądku,
niechby po dniu ciężkiej pracy i ponurej grozy, był najbliższy temu, gdy kiedykol-
wiek osiągnęłam stan harmonii ze sobą i z innymi.
Sądzę, że w tamtych dniach nawet najprymitywniejszy człowiek przechodził
sam siebie i odkrywając ukrytą w sobie prawdę, dotykał samej istoty swojej
natury. Do każdych drzwi w getcie przymocowana była żółta gwiazda Dawida.
W środku, w izbach, było ciemno i zimno w każdym kącie; głód wyzierał z każdych
oczu. A jednak w tych właśnie izbach kosztowało się pełnego smaku wewnętrz-
nej wolności. A jednak w tych oto izbach najjaśniej przyświecała wizja „nowego
728 wspaniałego świata”, której mój ojciec tak entuzjastycznie się uchwycił.