Page 722 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 722

trzyma taką puszkę mięsa w kościstych, drżących palcach. Oj, ten ostry, upojny
           zapach czosnku i pieprzu, który wdziera się do nozdrzy! Sam ten zapach może
           umarlaka przywrócić do życia!
             Te wszystkie, które mają jeszcze świadomość, siedzą teraz wyprostowane.
           Każda trzyma puszkę konserwy w ręce, drugą rękę wyciągając do naszych wy-
           zwolicieli, żeby dostać drugą puszkę i jeszcze kolejną. Oczy nasze są tak wielkie,
           że można nimi pochłonąć tuziny takich puszeczek. Szkoda, że nie ma czasu,
           żeby żebrać jeszcze i jeszcze, bo ślina cieknie z ust. Trzeba dopaść te puszki od
           razu z miejsca. Nie można dłużej powstrzymać się przed chęcią ich połknięcia.
           Trzymam puszkę w dłoni. Używając dwóch palców zamiast łyżki, grzebię nimi
           w puszce. Oto mam pierwszy kęs mięsa w ustach.
             Straszne rozczarowanie. Aż serce ściska. Mięso nie ma żadnego smaku, mimo
           że zęby cieszą się, że będą gryzły, a gardło spieszy się do połykania – kęs za
           kęsem. Lecz przełykanie nie przychodzi łatwo. To boli, jak kęs drapie w przełyku
           i uwiera w piersi. Wszystkie pięć spoglądamy na siebie.
             – Nasz zmysł smaku – odzywa się Hanka, która robi się coraz bardziej wy-
           gadana – jest przytępiony. Żołądek się skurczył.
             Staramy się jeść pomału, żeby odkryć na podniebieniu i na języku smak kęsa
           i na nim się skoncentrować. W ten sposób poczuje się ostatecznie prawdziwy
           smak jedzenia. Mięso! Kubki smakowe w ustach powstają do życia. Oto co
           znaczy jeść! – lecz połykanie nadal sprawia ból. A jednak, nie oglądając się na
           dolegliwości, pakuję w siebie jedną trzecią puszki – oczy mając ekstatycznie
           wybałuszone.
             Wtem Balcia gwałtownie wyrywa puszkę z mojej ręki.
             – Wystarczy! – złości się. Oczami miota gromy. Łapie inne puszeczki z mojego
           łona i awanturuje się dziko: – Dosyć, powiedziałam!
             Pierwsza rzecz, jaka przychodzi mi go głowy: Balcia zwariowała. Wyciągam
           ręce po moje puszki.
             – Oddawaj mi je! Co się z tobą dzieje?
             – Prędzej mi kaktus na dłoni wyrośnie, niż ci je oddam! – Skąd Balcia bierze
           siły, żeby robić tyle hałasu?
             – Zwariowałaś? Oddaj mi te puszki! – ciskam się w odpowiedzi. Nie posiadam
           się ze złości, gotowa rzucić się na nią.
             – Miriam, dziecko drogie – Balcia nagle zmienia ton – słyszałaś przecież,
           co mówiła Hanka. Nasze żołądki są skurczone. Nie jesteśmy wystarczają-
           co silne, żeby strawić tyle mięsa. Trzeba trochę odpocząć. W przeciwnym ra-
           zie dostaniesz niebezpiecznych skurczy. Bądź dobrym dzieckiem i poczekaj
           godzinę‒dwie 485 .



           485   W pierwszych dniach po wyzwoleniu obozu w Bergen-Belsen zmarły setki osób, które nie umiały
    720      zapanować nad głodem i dawkować sobie jedzenia otrzymanego od żołnierzy.
   717   718   719   720   721   722   723   724   725   726   727