Page 703 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 703

Jedna z dziewczyn zaczyna mruczeć ulubioną polską piosenkę naszego śpiew-
             nego ptaszka, Lei:

                To jesień,
                To miłości naszej jesień,
                Pożegnanie z sobą niesie…

                Chwyta nas zbiorowy napad melancholii. Atmosfera rezygnacji i wielkiej
             rozpaczy. Mgliste odczucia dręczą serca.
                Piękna kapo Rela jest zmuszona pozostać z nami w czasie alarmu. Najwy-
             raźniej kierownik budowy i nasi strażnicy nie życzą sobie, żeby Żydówka była
             świadkiem tak niemęskiego albo raczej czysto tchórzliwego zachowania, kiedy
             to panika miota nimi w poszukiwaniu schronienia przed bombami.
                Wyniosła, arystokratyczna Rela, zaokrąglona, o gładkiej skórze oraz policzkach
             rozjaśnionych i różowych, stoi pomiędzy nami. Wygląda jak rzeźba z alabastru.
             Teraz, podczas tej niemiłosiernej chlapy, stara się dodać nam sił. Nasze oczy, pełne
             zdziwienia, nie mogą się oderwać od jej małych, pięknie ukształtowanych ust.
                – Zaraz po wyzwoleniu – mówi, poruszając koralowymi wargami i pokazując
             perłowobiałe zęby w uśmiechu pełnym niebywałej piękności – wyspecjalizuję się
             w sztuce kulinarnej. Chcę zostać szefową kuchni w restauracji pierwszej klasy.
             Będę szczęśliwa, spędzając resztę moich dni między patelniami i garnkami.
             Cały dzień będę napawać się upajającymi woniami wydobywającymi się spod
             pokrywek ciężkich kotłów, wypełnionych parującymi kawałkami cielęciny, albo
             pieczoną gęsiną, albo indykami i kaczkami. Albo będę robić befsztyki i sznycle
             wiedeńskie, i przygotowywać do nich wszelkie rodzaje sosów.
                Zagryza pięknie wykrojoną dolną wargę i trzyma pomiędzy perłowymi ząbka-
             mi, sprawiając wrażenie, jakby wysysała soki z pysznego kawałka mięsa. Na jej
             widok ślina wypełnia nam usta i kapie z naszych warg razem z kroplami deszczu.
                Jedna z kobiet wzdycha.
                – Oj, szczęście od nieszczęścia dzieli tylko mały krok, ale od nieszczęścia do
             szczęścia jest dłuższa droga.
                Jestem strasznie zła na Relę za wzbudzanie w nas głodu. Połykamy pełne
             usta zimnego powietrza. Obliczamy, jak długo ciągnie się ten poranek, jak daleko
             jeszcze do wieczora i do odrobiny ciepłej zupy, którą wtedy dostaniemy.
                Nasz śpiewający ptaszek, Lea, której Frau Hammer nie spuszcza z oka i wy-
             mierza jej ciosy przy każdej okazji, jest teraz wolna od swojej prześladowczyni.
             Stoi i trzyma w ustach kciuk, ssie go i gryzie, jednocześnie patrząc na nas nie-
             obecnym wzrokiem, jak gdyby miała dostać zeza. Figlarny ognik tli się, ukryty
             głęboko, w jej źrenicach. Wygląda jak mała dziewczynka z twarzą staruszki. Jest
             po trzydziestce. Przed wojną była zaokrąglona i zwalista. Obecnie jej szkielet
             jest jak stojak obwieszony torbami zmiętej skóry. Na ogół jest jeszcze pełna
             energii, tak jakby jej duch dodawał jej sił. Ale teraz – ssanie kciuka jest może   701
   698   699   700   701   702   703   704   705   706   707   708