Page 696 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 696
tak – kontynuuje – i cały czas myślę o tobie. Zapewne instynktownie wyczu-
łam, że teatralność nie jest ci obca, że jesteś jak ja... artystką dramatyczną.
– Wydaje z siebie krótki, tragiczny śmiech. – My wszystkie gramy w ostatnim
akcie, moja droga. Przejaskrawiamy i fuszerujemy w naszych rolach, bo nie
było jeszcze nigdy takiego dramatu, czy też takiego baletu. Nie ma żadnego
aktora, z którym mogłybyśmy się porównywać, albo próbować go przewyższyć.
Nie ma też publiczności. Nie ma żadnej publiczności. Oczywiście są wśród nas
takie, które wierzą, że ich histeria i melodramatyczne jęki dotrą do uszu publiki
gdzieś tam, na zewnątrz, czy też do uszu Boga. Głupie krowy, oto kim są. Ale
większość z nas wie, że jesteśmy aktorami w pustym teatrze. Nikt nas nigdy nie
usłyszy... Nikt nam nie będzie bił braw, nikt nas nie wygwiżdże. Nikt nie będzie
o niczym wiedział. Kurtyna zapadnie i będzie tak, jakby nigdy się nie podniosła.
Zgadzasz się, hm?
– Tak – odpowiadam. Ale to, na co się zgadzam, to fakt, że daruje mi życie.
Czuję to. Jestem gotowa podnieść jej białą, pulchną dłoń do ust i ucałować
ją z wdzięcznością. Chcę jej powiedzieć, że przywraca mi wiarę w człowieka,
bądź parę innych, płytkich, napuszonych fraz, w które istotnie w tym momencie
wierzę.
– Masz mnie za potwora bez serca, hm? – Z gracją kładzie się z powrotem
na poduszce. – Muszę grać tę rolę, moja droga. Staram się przedłużyć sobie
życie. Dlatego nie jestem tak obojętna jak ty, o nie! Jestem aktorką dramatycz-
ną pierwszej klasy. Miałam męża, zdolnego scenografa. Miałam dwoje dzieci.
Dwóch chłopców. Nie spałam z mężczyzną przez ostatnie cztery lata. Spałam
ze śmiercią. Dwa lata byłam w Auschwitz. Dlatego wiem, ile jest wart dzień
życia. Tymczasem jednak zazdroszczę takim ludziom jak ty, takim optymistom,
dla których zmarnowanie sobie życia nie gra żadnej roli, tak jak za starych,
dobrych czasów. Ale na tej scenie, na której teraz się znajdujemy, moja droga,
w teatrze bez publiczności, każdy gest, każdy niezależny krok, który ktoś robi,
bardziej odsłania prawdziwy charakter tego człowieka niż spędzenie z nim wielu
lat w normalnych okolicznościach. Nie sądzisz, że tak jest?
– Tak, Frau Lagerelteste. – Kiwam głową. Ledwo rozumiem jej gadaninę, tak
pijana jestem ogarniającą mnie radością.
– Ale teraz, kiedy odegrałaś swoją wielką scenę, pozostałaś zapewne bez
nawet odrobiny energii, jesteś znużona, prawda?
– Tak, Frau Lagerelteste – jąkam się. – Jestem zmęczona.
– Chciałabyś może zostać tu u mnie przez noc? Moja prycza jest szeroka,
i, jak widzisz, mam poduszkę.
Czy w tym pytaniu ukryty jest rozkaz? Czy narażę na niebezpieczeństwo to,
co dopiero wygrałam, odpowiadając szczerze? Zajmuje mi długą chwilę, zanim
odpowiadam bez ogródek:
– Dziękuję, Frau Lagerelteste. Moje współlokatorki ucieszą się, kiedy zobaczą
694 mnie z powrotem... Jeśli mogę, Frau Lagerelteste...