Page 690 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 690

Gdy tak na nie patrzę, nagle widzę, jak dwa wózki kamieni, pchane przez dwie
           grupy dziewcząt, zderzają się ze sobą z wielkim łoskotem. Oto jedna z dziewcząt
           leży na ziemi, przygnieciona przez wózki. Boję się podbiec. Nikt spośród pozosta-
           łych grup nie podbiega. Majstrzy rozsuwają wózki. Frau Hammer i strażnicy są na
           miejscu. Dziewczyna się rusza. Pracujące z nią kobiety odciągają ją na stronę. Oto
           widzę, jak do Frau Hammer podchodzi Lea. Coś do niej mówi. Frau Hammer odpy-
           cha ją od siebie silnym pchnięciem. Lea przewraca się, uderzając głową o wózek.

             Nadchodzi czas, by wrócić do obozu. Na tyłach kolumny kilka dziewcząt wlecze
           ze sobą omdlałą dziewczynę, którą przygniótł wózek, a kilka innych prowadzi Leę,
           która ma poranioną, zakrwawioną głowę. Frau Hammer idzie za nimi i popędza
           je naprzód. Wszystkie więźniarki rozmawiają szeptem o tym, co się wydarzyło
           w obozie. Dowiadujemy się, że przygnieciona dziewczyna ma na imię Guta. Nie
           znamy jej. Lea interweniowała u Frau Hammer, żeby odwieziono Gutę na taczce
           prosto do obozu. Kiedy Frau Hammer odmówiła, Lea wykrzyczała jej:
             – Niech się pani zastanowi, Frau Hammer, zbliża się dzień rozliczenia!
             Dlatego Frau Hammer potraktowała ją pchnięciem i przewróciła ją. Tak, Lea
           pozwala sobie na zbyt wiele.
             Mówi się też o zdarzeniu z bochenkiem chleba. Wszystkie kobiety już wiedzą,
           że nie chcemy się podzielić z Fridą.
             – Wstyd i hańba! – Kręcą głowami z pogardą na nasz widok. – To one, koleżanki
           z ruchu! Słowo „sprawiedliwość” nie schodzi im z ust. Ale kiedy przychodzi co do
           czego, są największymi egoistkami na świecie – szepczą za naszymi plecami.
             Balcia, która trzyma teraz bochenek u siebie za pazuchą, szczypie Malkę
           w ramię, żeby siedziała cicho, i nam też nakazuje, żebyśmy nie odzywały się
           nawet słowem.
             Ale Malka nie może się powstrzymać. Odwraca głowę i odpowiada nagle
           rozszeptanym kobietom za nami:
             – Macie współczucie dla Fridy? Bardzo ładnie z waszej strony. Nie ma co
           jeść, biedaczka, która cały dzień spędza w nagrzanym budynku dla majstrów!
             – A żebyś wiedziała, że nie ma! – krzyczy siostra Fridy. – Dobrze wiesz, że
           nie wszyscy majstrzy są jak wasi Hans i Bernhard.
             – Tak, a co z wami, co dostajecie rzeczy od Hansa i Bernharda? Myślicie, że
           nie wiemy? – wtóruje kolejna kobieta siostrze Fridy.
             Inna kobieta woła wściekła:
             – To jest kwestia solidarności! Jest obowiązkiem każdego poddać się zasa-
           dom, które same ustaliłyśmy.
             Starcie trwałoby jeszcze dalej, gdyby Frau Hammer z tyłu kolumny nie wtrąciła
           się, krzycząc, żebyśmy przestały trajkotać jak na żydowskim targu. Pada rozkaz,
           żeby śpiewać.
             Maszerujemy i beczymy. Nie chce nam się śpiewać bez Lei. Chcemy milczeć
    688    w proteście. Balcia przypomina, że musimy oddać kawałek chleba Fejdze, której
   685   686   687   688   689   690   691   692   693   694   695