Page 679 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 679

i kąsający mróz. Widok tak perfekcyjnej formacji kobiet w pasiakach sprawia
             zapewne Oberscharführerowi i jego świcie wielką przyjemność, bo nie ma dnia,
             żeby nie wydłużyli nam stania wyprostowanymi i sztywnymi na tak długo, jak
             im się zachce.
                Gdy tak tkwię godzinami na apelu, nie mogę sobie w żaden sposób wyobrazić,
             że istnieje gdzieś świat poza tym placem apelowym, tym centrum wszechświata,
             gdzie nic się nie liczy – poza głodem. Po apelu pozostają jeszcze te ukarane,
             które podczas rewizji przy wchodzeniu do obozu złapano na szmuglowaniu
             resztek jedzenia ze śmietników. Te muszą jeszcze odstać długie godziny pod
             słupem elektrycznym.

                Zimny, niedzielny świt. W niedzielę poranny apel zaczyna się godzinę później
             niż w pozostałe dni tygodnia. Dzisiaj powietrze nie jest mglisto-wilgotne, jak to
             zwykle o świcie, ale bardzo przejrzyste. Zaczyna już szarzeć, a do tego świecą
             jeszcze ogromne obozowe reflektory. Tego poranka na apelu Frau Malpe znów
             mknie wzdłuż naszych rzędów jak messerschmitt, i wtem jej brunhildowe loki
             tracą fason. Kiedy w podskokach przybywa na środek sceny, to znaczy na środek
             placu apelowego, loki te nagle oddzielają się od jej głowy. Wzlatują w powietrze
             i lądują, jak włochaty ogon latawca, nieopodal jej nóg – na oczach ważnych
             i mniej ważnych widzów. Biedna Frau Malpe nie ma własnych włosów! Fortuna
             spłatała jej brzydkiego figla. Ma prawdziwą „glacę”, czaszkę, która wygląda na
             bardziej gołą niż nasze, bo na naszych zaczęły już odrastać włosy.
                Z tego oto powodu nieomal pękamy tego niedzielnego poranka z bólu – bólu,
             który bierze się ze wstrzymywania śmiechu za wszelką cenę. Mocno zaciskamy
             usta i pozwalamy naszym policzkom nadymać się niczym pęcherze. Mięśnie
             twarzy ledwo mogą to znieść – podczas gdy serca rozpływają się z rozkoszy.
             Nie mamy ani krzty współczucia dla Frau Malpe. Szybko nabieramy do niej
             urazy za to, że po podniesieniu z ziemi loków tak prędko zbiega ze sceny i znika
             w baraku esesmanek.
                Wracając do niegodziwej Żydówki, starszej obozu Hildy z jej dwiema poma-
             gierkami, są one jedynymi więźniarkami w obozie Hummel, które nie pochodzą
             z Polski, to czeskie Żydówki. Spędziły dwa lata w Auschwitz i dwa kolejne w innych
             obozach – prawdziwe obozowe weteranki, które uratowały się z niejednej selekcji.
             Nie przebierając w środkach, wdrapały się na szczyt obozowej hierarchii i w ten
             sposób osiągnęły te stosunkowo bezpieczne stanowiska. Są bezpośrednie, wy-
             trwałe, pasują na obozową elitę. Dobrze dostosowujące się do każdej sytuacji,
             nie powstrzymują się przed deptaniem po innych, aby utrzymać się na górze.
             Nie mają sumienia, a jeśli mają, nie widać tego po ich czynach. Dla tych trzech
             przydział do naszego obozu jest też formą wakacji. Mają co jeść i nie przepra-
             cowują się. Pomocnice Hildy mieszkają w małym baraku tylko dla nich dwóch,
             a Hilda ma cały barak dla siebie. Ich prycze mają prawdziwe poduszki, a one
             noszą bieliznę. To luksusowe życie daje się poznać po ich wyglądzie.  677
   674   675   676   677   678   679   680   681   682   683   684