Page 677 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 677

do tego stanowiska, ale dzięki swojemu rubensowskiemu pięknu. Jest też
             pewna delikatność i cnotliwość w jej zachowaniu, i nigdy żadne brzydkie słowo
             nie kala jej koralowych ust.

                Nasze spokojne, rajskie życie w obozie Hummel jest również owocną glebą
             dla kolejnej miłości, która zakwita szybko pomiędzy dwojgiem innych reprezen-
             tantów wrogich sobie ras. Ale ta miłość rozgrywa się w samym obozie, w czasie
             kiedy jesteśmy na placówce. Miłość ta łączy naszą towarzyską, swojską kapo Irkę
             z Herr Straussem, żołnierzem Wehrmachtu w średnim wieku, który ma coś do
             powiedzenia w sprawach zarządzania obozem. To miły człowiek. Skończony idiota,
             ale za to wspaniały rachmistrz, zręczny i precyzyjny w zaopatrywaniu magazynów
             w rzeczy potrzebne dla obozu. Kapo Irka nie opuszcza obozu i prowadzi lekkie
             życie, podczas gdy my jesteśmy w pracy. Ma mnóstwo czasu na oddawanie się
             sprawom żołądka oraz serca – swojego i Herr Straussa. Mokre, zimne, jesienne
             dni spędza w ciepłej kuchni obozowej, o ile nie jest zajęta siedzeniem na kolanach
             Herr Straussa w ciepłym składzie chodaków, które nosimy.
                Według mnie te miłości, które dostarczają nam trochę rozrywki, tak w obozie,
             jak i na placówce, są na półplatonicznym poziomie. Może jestem naiwna, ale
             grzechu zhańbienia rasy nie powinno się popełniać tak łatwo. Szczere stosunki
             pomiędzy aryjczykiem a Żydówką odbywałyby się z większą dyskrecją, gdyby
             były zabarwione czymś więcej niż po prostu erotyzmem. Należy również mieć na
             uwadze, że nasi w średnim wieku strażnicy i niemieccy nadzorcy przy pracy mają
             plamę na sumieniu, plamę wstydu z tego powodu, że nie byli godni umrzeć za
             ojczyznę na froncie i skazani są pędzić życie na tyłach. Jako że bycie żołnierzem
             i bycie mężczyzną idą ręka w rękę, status strażników jako niemieckich mężczyzn
             jest pod każdym względem chwiejny. Nasi niemieccy amanci nie chcą, jestem
             pewna, jeszcze bardziej zachwiać swoją męską dumą.

                Kapo Irka jest specjalistką w musztrowaniu nas podczas apeli o świcie
             i wieczorem, po naszym powrocie z pracy. W Hummel apel jest, dokładnie tak
             jak w Auschwitz, pomyślany jako najważniejsze wydarzenie dnia. Czyni to z Irki
             najważniejszą kapo w obozie, za wyjątkiem superkapo, żydowskiej Lagerelteste,
             tj. starszej obozu, Hildy, i jej dwóch kapo adiutantek.
                Kiedy Irka musztruje nas, pięćset kobiet z Łodzi, Oberscharführer zajmuje
             swoją pozycję na czele paradnego korowodu na placu apelowym, podczas gdy
             z obu stron ustawiona jest jego świta strażników i esesmanek. Przed nimi, na-
             przeciw naszej kolumny, stoją Hilda ze swoimi adiutantkami i przyglądają się ze
             śmiertelną powagą występowi Irki. A cóż to jest za spektakl!
                Skacząc bokiem, z rękami rozłożonymi równolegle do frontu naszej kolumny,
             przesuwa się jak ruchomy pajac na sznurku. W ten sposób wyrównuje nasze
             rzędy, które mają być tak perfekcyjnie równe jak rząd betonowych płyt w do-
             mach na placu budowy. Osiągnąwszy ten cel, Irka odmaszerowuje na środek   675
   672   673   674   675   676   677   678   679   680   681   682