Page 675 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 675
W okamgnieniu wybieramy ze śmietników, co tylko wpadnie nam w ręce,
napychamy sobie tym usta i biegniemy z powrotem do kolumny. Spokojnie
znosimy adekwatne traktowanie w postaci esesmańskich batów. Wobec tego
obóz Hummel jest najlepszym miejscem, jakie los mógł nam przydzielić. Obóz
Hummel i niemieckie porażki, które przychodzą teraz jedna po drugiej, są naszym
pocieszeniem. Znajdujemy się u progu 1945 roku.
Na naszym miejscu pracy, placu budowy, przypadł Balci w udziale zaszczyt
bycia budowniczą. Została ekspertką w układaniu i cementowaniu jedna za
drugą wielkich, betonowych płyt 456 . Z kielnią w ręce stoi pewnie na rusztowaniu
i pracuje z zapałem. Ja i Malka jesteśmy tragarkami betonowych płyt i worków
z cementem, albo napełniamy wózki wykopanymi kamieniami. Sorka z Hanką
kopią doły, żeby położyć fundamenty.
Plac budowy zajmuje wielki, pusty obszar, przez który ciągnie się malowniczy
jar, porośnięty wszelkimi gatunkami drzew i krzewów. Tam ukrywamy się w czasie
bombardowania, kiedy strażnicy i niemieccy majstrzy porzucają nas i uciekają
schronić się w bunkrze obok domu kierownika placu. Nie muszą się obawiać,
że uciekniemy. Z ogolonymi głowami, w pasiakach, jesteśmy wyraźnym celem
dla ich karabinów, a odwodzi nas od tego też to, że w wybudowanych dookoła
domkach mieszkają sami najważniejsi naziści z miasta, którym nadano przywi-
lej otrzymania w pierwszej kolejności dachu nad głową. Z pewnością nie byliby
chętni do pomagania nam w ucieczce.
W jarze znajdujemy schronienie także wtedy, kiedy z nieba pada ulewny deszcz,
tak gwałtowny, że nie da się kontynuować pracy. Wówczas ślemy pochwały dla
niebiańskiego stwórcy deszczu, budowniczego wszechświata, za jego wspaniałomyśl-
ność. W tych chwilach jesteśmy skłonne myśleć, że Bóg jest Żydem, a nie nazistą.
*
Jest szary, wilgotny dzień, kiedy z nieba pada deszcz pomieszany z gradem.
Nie da się kontynuować pracy, to znaczy: nasi strażnicy wolą zostać pod dachem,
a nas odsyłają do jaru. Tu dowództwo nad nami przejmuje Lea. Przed wojną
prowadziła chór działający w ramach organizacji młodzieżowej SKIF i chodziła
z kierownikiem naszej sekcji, Aronem, zwanym Chodzącą Encyklopedią. W obo-
zie Hummel wołamy na nią „śpiewający ptak”. Moja dziecięca słabość do niej
i jej cudownego głosu nadal się utrzymuje, a wręcz się pogłębia. Śpiew Lei jest
jedyną formą estetycznej przyjemności, jaką mamy w obozie koncentracyjnym.
Oto Lea zaczyna śpiewać romantyczną polską piosenkę:
456 Więźniarki w Sasel musiały samodzielnie produkować betonowe płyty z gruzu ze zbombardowa-
nych budynków. 673