Page 67 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 67

przy stolikach. Nawet młoda czarnowłosa dama, pani Pola Wajskop, która siedzi
             przy stoliku sama – i do tej pory tak była zagłębiona w swoich rozmyślaniach,
             że nie dostrzegała, co się wokół niej dzieje – zwraca głowę w jego kierunku
             i intensywnie mu się przygląda.
                Mimo to pan Terkeltojb nie spieszy się z zatrudnianiem pomocnika. Czasy są
             niesprzyjające. Wprawdzie władzę w kraju sprawuje demokratyczny rząd, ale jego
             zwolennicy przejawiają mocno nacjonalistyczne poglądy, a polityka ekonomiczna
             może skutkować pogorszeniem stanu gospodarczego. A jeszcze bardziej przygne-
             biający jest fakt, że odkąd powstała Rzeczpospolita Polska, nasiliło się prześlado-
             wanie Żydów, więc żydowska restauracja jest nieustannie narażona na różnego
             rodzaju niebezpieczeństwa. Dlatego pan Terkeltojb zadawala się kręceniem cygara
             w palcach, leniwie odpowiadając Jankewowi: „Przyjdź za miesiąc”.
                Twarz Jankewa promienieje. Zaproszenie Terkeltojba jest dobrym znakiem.
             Może naprawdę zostanie kelnerem? Podoba mu się taki zawód. Poruszać się
             między ludźmi, obsługiwać i obserwować, widzieć życie z nowej perspektywy,
             a zwłaszcza – mieć źródło utrzymania. Dziękuje więc panu Terkeltojbowi i kieruje
             się w drugą stronę.
                Dopiero teraz dostrzega ją, młodą, czarnowłosą damę. Panią Polę Wajskop.
             Kobieta ma na sobie czarny kostium z czarnym aksamitnym kołnierzem. Tuż przy
             niej, na skraju nakrytego białym obrusem stołu, leżą czarne długie rękawiczki.
             Jedną ręką o czerwono pomalowanych paznokciach bawi się rękawiczką. Na krze-
             śle spoczywa wielki, letni kapelusz, upleciony z białej słomki i ozdobiony taftową
             wstążką. Kruczoczarne lśniące włosy czarnej damy, zaczesane na grecką modłę,
             spływają jej na ramiona jedną, wielką, kręconą falą. Pośród pasm czarnych włosów
             jaśnieje jej delikatny profil: toczony nosek, małe, pięknie wykrojone usta, zadarty
             podbródek. W palcach trzyma maleńką łyżeczkę i rozkoszuje się lodami.
                Czarna dama ma czarne oczy, które rzucają cień na całą twarz. Ich kolor
             podkreśla bladość szlachetnego lica. Jankew czuje ich czarny, nieziemski żar,
             jakby celnie wystrzelona strzała trafiła go w splot słoneczny. Przed nim siedzi
             Pola, żona przyjaciela jego młodości, obecnie wielkiego przedsiębiorcy Barucha
             Wajskopa – gimnazistka Polcia, do której przystawiał się zupełnie bez skrupułów
             tuż przed wybuchem wojny polsko-bolszewickiej. Jej spojrzenie powoduje, że serce
             mężczyzny wzbiera dobrze znanym uczuciem winy, wstydu, upokorzenia i takim
             rodzajem nienawiści, którą czuje się do kogoś, kto śmiertelnie zgrzeszył. Jakaś
             siła niemal go podrywa i niesie w jej kierunku. Pragnie do niej dopaść, pragnie
             jej w tej właśnie chwili; chce ją zabić, wymazać ją raz na zawsze ze swojego życia
             i ze swojego sumienia.
                W restauracyjnym ogródku pojawia się ślepy żebrak, stukając po bruku białą
             laską. Trzyma w ręku blaszaną puszkę, w której grzechocze kilka monet. Jankew
             go nie zauważa. Niczym zahipnotyzowany zmaga się z magnetycznym spojrzeniem
             czarnej damy, aż w końcu udaje mu się je przemóc. Wówczas szybko kieruje się
             ku wyjściu. Przechodząc, zahacza ramieniem żebraka, z którego ręki wypada   65
   62   63   64   65   66   67   68   69   70   71   72