Page 62 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 62

raz na jakiś czas prześpi się ze mną, to się obraża, że każę mu płacić. Takie
           z nich sknery.
             – Cyporo, proszę cię… – Binele ledwo powstrzymuje łzy wywołane naporem
           sprzecznych uczuć i bólem wyzierającym z oczu przyjaciółki, a także z powodu
           odczuwanych nudności. – To przecież szczęśliwy przypadek, że cię tu dzisiaj
           spotkałam, rozumiesz… Zastąpisz mi matkę, siostrę, to dla mnie ważne.
             Cypora unosi brwi. Zmarszczka pomiędzy nimi pogłębia się.
             – Co ty mi tu głowę zawracasz, ha? Przecież całe Bałuty mnie znają. „Cypora
           to dobry towar!”, wołają za mną na ulicach. Przeze mnie najesz się wstydu.
             – Zwariowałaś?
             – Przecież najniżej upadłam pośród upadłych.
             – Dla mnie stoisz najwyżej z wysokich. Jesteś częścią mojego serca. – Bi-
           nele i Cypora zaczynają ronić prawdziwe łzy, jakby dopiero teraz się rozpoznały.
           – A wiesz co jeszcze? – przejęta Binele jest gotowa zwierzyć się przyjaciółce
           ze swoich podejrzeń, że jest w ciąży. Ale w tym momencie pojawia się przed jej
           oczyma trójka zmarłych dzieci Cypory. Szlocha więc jeszcze mocniej, z trudem
           wykrztuszając: – A wiesz co jeszcze? Jestem bardzo za… zakochana.
             Cypora ociera sobie twarz obiema rękami i uśmiecha się fałszywie.
             – To dlaczego mi o tym mówisz z taką kwaśną miną?
             – Kocham go nad życie.
             – To czemu beczysz?
             – Bo… bo za bardzo go kocham.
             – Gwałtu, rety, po co zawracasz głowę tym kochaniem-szmochaniem? To
           przecież czysta bzdura. Najważniejsze, żeby dobrze zarabiał. Żeby był dobrym
           ojcem dla dzieci i żeby mu ręka uschła, zanim ją na ciebie podniesie!
             Binele uśmiecha się do Cypory przez łzy.
             – Przyjdziesz dziś wieczorem?
             – Już widzę, że nie mam wyboru. – Cypora wyjmuje puderniczkę z czarnej,
           lśniącej torebki i pudruje sobie twarz. – Widzisz, jak mi oczy spuchły? Kto wie, ile
           będzie mnie to kosztować. W moim fachu płakanie jest gorsze niż samobójstwo.
             – Oj, Cyporo – Binele ponownie próbuje ją objąć – gdybyś wiedziała, jak się
           cieszę.
             Cypora odpycha ją lekko od siebie.
             – Odejdź, bo mi znowu zepsujesz makijaż.
             – Nie spóźnij się na ślub! – woła Binele i, szybko machając ręką, wybiega
           z bramy.
             Cypora wychodzi za nią i krzyczy:
             – Binele! Wszystkiego dobrego!
   57   58   59   60   61   62   63   64   65   66   67