Page 668 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 668

w jej grubokościstej figurze jest pewna masywność. Emanuje energią, która przy-
           ćmiewa zmęczenie twarzy i obwisłość piersi oraz brzucha. Nie ściąga na siebie
           uwagi esesmanów. A co do Malki, to ona też wychodzi cało z tej próby ognia.
             Czuję się coraz bardziej martwa w środku. Wydaje mi się, że nie jestem jed-
           ną z nich, ale przyglądam się tej scenie z boku i w tym poczuciu nieobecności
           jeszcze raz przekraczam bramę życia.

             Kiedy przeszłyśmy przez to wszystko i znów znalazłyśmy się w baraku, Balcia
           bardzo się ożywiła. Jest dumna, że zdała egzamin. Drobnostka? Czy jest gdzieś
           na świecie lepszy test na kobiecość i młodzieńczość niż ten, który właśnie
           przeszła? Mówi nam, że prawie zapadła się ze wstydu, kiedy szpicruta w ręce
           esesmana wypychała z kręgu inne młode kobiety; odwracała głowę, mówi, żeby
           nie widzieć, jak te „wybranki” trzęsą się w spazmach, gdy zabierają je kapo. Ale
           w głębi siebie, musi wyznać, czuje ogromną radość, ponieważ życie wciąż jest
           jej drogie.
             Nasza grupa się uratowała. Uśmiechamy się promieniście do Soni. Poza
           mną, to Sonia była najbliższa tragicznego dla siebie końca selekcji, ponieważ
           się poddała i nie było w niej woli przetrwania. Nie tylko ja, ale też inne kobiety
           obserwowały Sonię w czasie decydującego momentu, kiedy esesman zbliżył się
           do nas obu. Co by się stało, gdyby on nie przeniósł swojego wzroku z niej na mnie
           i gdyby ich spojrzenia spotkały się? Jej wzrok powiedziałby mu, że jej brak woli
           ocalenia życia współgra z jego wolą zgładzenia jej. Teraz jesteśmy pewne, że
           instynkt życia u Soni zaczął brać prymat nad jej wszystkimi innymi pragnieniami.
           Co prawda, nie odzywa się nadal do nikogo ani słowem, ale nie odwraca się od
           nas, a nawet przeciwnie: odwzajemnia uśmiech.
             Obecnie jest znacznie spokojniej na naszych pryczach. Kapo zostawiły nas
           w spokoju i wyciągnęłyśmy się wszystkie na ziemi. Leżąc tak ściśnięte, docho-
           dzimy do siebie i wyładowujemy napięcie nerwowym szeptem. Dla niektórych
           z nas jest jasne, że to, co przed chwilą przeszłyśmy, wryje się w naszą pamięć
           i nigdy o tym nie zapomnimy; nigdy – to znaczy aż do następnej selekcji. Ale to
           nie przychodzi nam na myśl, nie posiadamy bowiem nic ponad teraźniejszością
           i ona wystarcza nam za wieczność.
             Nasza paplanina nie trwa jednak dłużej niż zaledwie parę minut. Wygłodnia-
           łe, przerywamy rozmowę dokładnie w połowie zdania i zapadamy w drzemkę.
           Każda obejmuje swoje własne uratowane ciało. To jest wszystko, co posiadamy.

                                           *

             Dni wloką się jeden za drugim. Nie wiem dokładnie, jak długo jesteśmy już
           w Birkenau. Straciłyśmy rachubę dni i zapominamy, że dzięki rozwojowi kultury
           każdy dzień ma swoją nazwę, a dni układają się w tygodnie i miesiące. Malka
    666    mówi, że jesteśmy już dwa tygodnie w Auschwitz, a Balcia – że trzy.
   663   664   665   666   667   668   669   670   671   672   673