Page 660 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 660
W tym samym czasie słyszymy, jak ta druga dziewczyna nawołuje:
– Segal! Czy ktoś spotkał Segal z ulicy Piwnej w getcie?
Siedzimy zesztywniałe. W głowie huczą mi słowa Loli. Przeraża mnie, pewnie
tak samo jak Hankę i Malkę, myśl, że Lola może pomóc tylko trzem z nas. Ale
nie mówimy o tym. W ogóle nie rozmawiamy. Słychać tylko nawołujące głosy tych
dwóch dziewczyn. Nocne godziny ciągną się.
Nie wiem, ile czasu minęło. W głowie jawią się wizje domu. Przesuwa-
ją się lata, tam i z powrotem. Widzę siebie, jak późnym letnim wieczorem
wracam do domu z rodzicami, Wierką i Nońkiem z zabawy w parku w He-
lenowie. Każde z nas trzyma w ręce balon. Widzę siebie w taki późny wie-
czór w Parku Poniatowskiego, całuję się z Markiem. Widzę siebie, jak włóczę
się z Tobą, Abraszo, po nocnych ulicach i uliczkach Łodzi. To jeden z tych
nielicznych momentów, gdy przywołuję takie wspomnienia. Ból jest nie do
wytrzymania.
Nagle wzdrygam się. Ktoś porusza mnie za ramię. Lola. Głowę ma okrytą
czarnym kocem. Daje mi mocnego kuksańca w ramię, jakby chciała mi coś w ten
sposób zakomunikować. Potem kładzie się obok Balci.
– Posiedzę tutaj chwilkę z tobą, zanim nie odejdę stąd z powrotem – mówi
do Balci i dodaje: – Nie obejmuj mnie, nie ruszaj mnie. I nic nie mów, o nic nie
pytaj. Pozwól mi po prostu tak odsapnąć.
Ale sama przytula się do Balci. Przykrywa siebie i Balcię, a także resztę z nas
czarnym kocem i tak leżymy.
Zanim pierwsze pasma światła pojawiły się na horyzoncie za ogrodzeniem
z drutem kolczastym, Lola zabiera koc, otula się nim. Znowu przeobraża się w kulę,
macha palcami i toczy się z powrotem w stronę baraków w oddali. A dziewczyna,
która tu z nią przybyła, toczy się za nią.
*
Godzinami wytężamy wzrok i patrzymy, czy Lola nadchodzi. Oczy aż mnie
bolą. Tak, będę żyła. Chcę, aby Lola przyszła i zabrała mnie stąd. Zostawiła-
bym je wszystkie i poszła z Lolą. Teraz, wraz z nadejściem dnia, gdy Lola nie
pojawia się, pocieszam się, że mogła się mylić co do naszego przeznacze-
nia. Udaje nam się podtrzymywać nadzieję. Przecież dano nam prysznic i te
łachy do ubrania, przydzielono nam buty i te ponumerowane blaszki. Niem-
cy są logicznymi, wyrachowanymi mordercami. Wszystko, co czynią, musi
być rozumne.
Seria ostrych dźwięków dochodzi do naszych uszu stamtąd, gdzie znajdują
się baraki. Urywane dźwięki gwizdków, dzwonków, gongów, blaszanek, menażek.
Wydawało się, jakby kapłani w spokojnej, orientalnej wiosce nawoływali wiernych
na poranną modlitwę. Ale wkrótce tym dźwiękom zaczynają towarzyszyć krzyki,
658 rozkazy, odgłosy dzikiej histerii. Tupot tysięcy chodaków. A potem całkowita cisza.