Page 659 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 659

Nie mogę jej poznać, tej dawnej przewodniczącej Rady Uczniowskiej w gim-
             nazjum, tej, w której tak bardzo zakochał się Abrasza. Ale w tym momencie
             spotykają się moje oczy z jej oczyma i nagle jej spojrzenie, przyglądające się
             naszym, zapłonęło znajomo. Teraz, dokładnie w tej chwili, odzywa się ból, który
             stłumiłam w sercu, ściska mnie jak obcęgi.
                Lola pada mi w objęcia. Potem prostuje się i kładzie palec na ustach.
                – Sza… – szepcze. – Musisz się powstrzymać od płaczu. Musisz stać się
             twarda jak kamień. Nawet wtedy, gdy cię będą żywcem ćwiartowali. Jesteś sama
             jedna, Miriam? – Wie to szybciej, niż pyta, jakbym ten oto fakt miała tak jasno
             wypisany na twarzy, że w ciemności może go z niej wyczytać. Potem obejmuje
             naszą grupę wzrokiem. – Trzymacie się razem, co? To dobrze, ale nie zawsze. Dla
             was wszystkich nic nie mogę zrobić. I przede wszystkim muszę ratować Cesię.
             Powiedziano mi, że łódzkie getto jest zlikwidowane. Przychodzę tu każdej nocy.
             Nie liczę już na nikogo, tylko na Cesię. Cesia Sokołow! – woła.
                Za chwilę znowu szepcze do nas zachęcająco:
                – Musicie się stąd wydostać najszybciej jak się da. Zobaczę, co da się zrobić,
             może dla was trzech… bo z tą starą to już nie pójdzie. Może uda się podczepić
             was do brygady pracującej. Nie ważcie się o niczym pisnąć. Czekajcie na mnie
             tutaj. Wrócę, zanim nastanie dzień albo wyślę kogoś. – Rzuca współczujące
             spojrzenie na Balcię i pyta Malkę: – Twoja mama? Cieszę się, że już to przeszłam
             z moją. – Nachyla się do Balci. – Najmniej jeden dzień jesteś jeszcze bezpiecz-
             na. Mówią, że jutro powinny przyjść jeszcze trzy transporty, po trzy tysiące ludzi
             w każdym. Łódź odchodzi z dymem. – Otula się kocem. – Teraz muszę przejść
             na drugą stronę. Nie zostało mi dużo czasu. Jeśli znajdą mnie tutaj, to już po
             mnie, dokładnie jak po was.
                Kiedy zaczyna się wycofywać, jakaś kobieta chwyta ją za koc:
                – Proszę cię, powiedz mi, co się stało z naszymi mężczyznami?
                Lola niecierpliwi się.
                – Jakimi mężczyznami?
                – Naszymi mężami, naszymi synami.
                – A skąd mogę wiedzieć? – Lola przykrywa głowę czarnym kocem. – Część
             poszła już z dymem. A inni siedzą dokładnie jak wy na takim polu w męskim obozie.
                Towarzyszka Loli przesuwa się, aby wymieniły się miejscami.
                – Bardzo dziękuję. – Hanka podaje rękę Loli.
                – Powiedziałaś „dziękuję bardzo”? – Lola odrzuca głowę. – Nie jesteśmy
             w Wersalu, moja pani.
                Zanim Lola zniknęła po lewej stronie, znów uczepiła się jej inna kobieta.
                – Powiedz mi, droga moja – pyta drżącym głosem. – Słyszałam, jak mówiłaś
             coś o pracy. Są tu jakieś fabryki?
                – Powiedziałam wam przecież, tu w Birkenau jest tylko jedna fabryka, fabryka
             śmierci. Taka jest prawda. Tu nie ukrywa się prawdy. – Lola oddala się od nas,
             ale jeszcze długo słyszymy, jak woła: – Cesia Sokołow!               657
   654   655   656   657   658   659   660   661   662   663   664