Page 656 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 656
dziecięce usta. Te kształty ciał zapętlają się jak wstęgi jeden z drugim, aż zle-
wają się razem. Odpływają, żeglując po niebie, przeobrażając swoje kontury.
Zabraniam sobie dopatrywania się w nich podobieństwa do mamy, Wierki
czy Nońka.
Nasze przytulone do siebie ciała na tym piaszczystym polu też wyglądają
jak formacja z chmur. Wykończone wielogodzinnym siedzeniem kobiety kładą
się na ziemi. Jedna służy drugiej za poduszkę pod głowę. Naciągamy nasze
łachmany za kolana, żeby je okryć. Otulamy się kończynami. To nieudane próby
utrzymania ciepła. Ale ziemia pod nami staje się coraz twardsza, zimniejsza.
Obiektywnie rzecz biorąc, wiemy, że jest to ciepła noc sierpniowa, ale my je-
steśmy jakby w środku zimy. Ciała naszych sąsiadek nie grzeją nas. Wciąż
musimy zmieniać pozycje. Zaczynają się marzenia o ciepłym łyku wody. A te,
które mają bogatszą wyobraźnię, marzą o takich przedwojennych luksusach
jak szklanka herbaty.
Mówi się mało. Mózg jest otępiały. Jedyne, co wiem, to to, że zostawili
nas w spokoju. I że kapo, które mają zapewne swoje nory w barakach, po-
szły spać. I że jesteśmy tak zmęczone, że nie czujemy już strachu. Naszy-
mi jedynymi strażnikami są elektryczne druty kolczaste, które nas otaczają
podwójnym rzędem. Gdyby jeszcze wiatr nie był tak zjadliwy i nie wkradał
się pod ubranie – nie ważymy się pytać, kim były poprzednie właścicielki tej
odzieży – gdyby nie czuć tego zmrożenia w sobie, gdyby ziemia nie była tak
zimna i twarda pod nami, gdybyśmy dostały choć jeden łyk ciepłej wody i gdy-
by można było zasnąć – nie przejmowałybyśmy się tym, że ta noc nigdy się
nie skończy.
Balcia gada z Malką i ze mną, mówiąc wszystko, co tylko przyjdzie jej do
głowy. Chce nas powstrzymać przed zaśnięciem. Niebezpiecznie jest stracić to
napięcie. Można wtedy być niedostatecznie czujnym, kiedy będzie to konieczne.
Pokazuje brodą na Sonię i mówi, szepcząc:
– Nie pozwoliła mi podejść do siebie, jakbym nie była już babcią jej dzieci
i jej teściową. Nie mam nic do niej. Gdyby mogła się porządnie wypłakać, może
byłoby jej lżej i mi też. – Porusza Sorkę, która leży z głową zagrzebaną na kolanach
Hanki. – Czujesz się dużo lepiej, co? Gorączka ustąpiła, co? – pyta Hankę. – Jak
myślisz, czemu nas tu trzymają?
– Pewnie baraki są przepełnione. Nie zdążyli przygotować żadnego baraku
dla nas – odpowiada Hanka, ale w duchu zastanawia się, czy to raczej komora
gazowa nie jest przepełniona i dlatego czekamy tutaj.
– Czy myślisz, że my musimy tu czekać, aż oni postawią dla nas barak? –
pyta Balcia.
– Myślę – odpowiada Hanka – że oni zwolnią dla nas barak.
Podczas kiedy ona mówi, oczy i uszy Balci są wyostrzone i czujne, aby wyła-
pać najdrobniejsze poruszenie wokół nas. Nagle prostuje się i wcelowuje wzrok
654 w coś, co porusza się w dali po polu.