Page 635 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 635

mundurów i syczy: – Tu jest Himmelland! 433  – Po czym wrzeszczy rozkazująco,
             razem ze swoimi towarzyszami: – Wszyscy postawić bagaż po prawej stronie!
             Na ziemię, cały bagaż! – Sam wyrywa ludziom walizy z rąk i wraz z pozostałymi
             „pasiastymi” zwalają je na stos wzdłuż brzegu rampy.
                Gabi mruczy coś niezrozumiale i wodzi dookoła zdesperowanym spojrzeniem.
             Stoimy obok w tej właśnie gęstej masie ludzi na rampie – czarna ciżba wzdłuż
             pociągu towarowego o otwartych wagonach – i gapimy się na niego. Wargi mu
             drżą, twarz – biała jak wapno. Jego małe, szare oczy poczerwieniały i pociemniały.
             Wschodzące słońce i kruczoczarne włosy Sonii odbijają się w nich. Obwarowuje
             ją i niemowlę rękami.
                Esesmani z knutami w dłoniach naskakują na nas. Wstrzymują rozszczekane
             psy, ciągnące do przodu przy ich boku. Knuty świszczą ponad głowami czarnej
             masy, którą bydlęce wagony w końcu całkowicie wypluły. W akompaniamencie
             psiego ujadania wyszczekują rozkaz: „Eintreten! Eintreten!” .
                                                               434
                Drzwi wagonów po lewej stronie wyglądają jak rzędy pustych, otwartych
             pysków olbrzyma, który znów jest głodny. Inna brygada esesmanów, z rewol-
             werami w dłoniach, cwałuje wzdłuż stada trzech tysięcy przybyłych i zaczyna
             wyrównywać kolumnę, która przekształca się w czarnego węża ciał. Osobniki
             w komicznych pasiastych kostiumach, jeden po drugim wpychają się w kolumnę
             i wyrywają paczki, plecaki i walizy z rąk tych, którzy trzymają się jeszcze swojej
             ostatniej resztki dobytku.
                – Dostaniecie to później z powrotem! – mówi „pasiasty” do kalekiego mło-
             dzieńca, ze złością trzymającego się swojej teczki.
                – Ale jak? – Siłuje się z nim kaleka.
                – Zapytaj na Himmelkommando, idioto! – traci cierpliwość „pasiasty” i jednym
             szarpnięciem wyrywa teczkę, nieomal przewracając kalekę.
                Uwolniliśmy się już od naszego bagażu podręcznego i zanim się obejrza-
             łam, zdarto mi z ramion plecak, i tak samo zdarto plecaki pozostałym z naszej
             grupy. „Pasiasty” wyciąga Malce spod ramienia zawiniątko z jej dziennikiem
             i notatkami z getta. To samo dzieje się z czarnym brulionem z wierszami Wier-
             ki. Woreczki pełne fotografii rodzinnych wydarte zostają z rąk trzech matek
             spośród nas; koperta Balci z adresem jej przyjaciółki w Chicago zostaje w jej
             woreczku. Wszystko to jest rzucane na górę papierów, listów, fotografii, modli-
             tewników i książek. Robi się z tego cała kolumna zgarniętych na stos rzeczy,
             ciągnąca się wzdłuż kolumny ludzkiej. Każde z nas zostaje z resztką połowy
             bochenka chleba, którą trzyma się na „czarną godzinę”. Trzyma się ją pod
             pachą, jednocześnie rękami, spazmatycznymi palcami, kurczowo trzymając
             się jedno drugiego.


             433   Himmelland (niem.) – niebo, niebiańska kraina.

             434   (niem.) Wchodzić!                                              633
   630   631   632   633   634   635   636   637   638   639   640