Page 630 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 630
Ogarnia mnie taki żal, że nie mogę wydobyć z siebie słowa. Modlę się o łzy,
by rozpuściły chmurę smutku otaczającą moje serce, ale nie chcą napłynąć. Co
mam Ci przebaczyć? Czy to, że przestałeś być moim nauczycielem akurat w tym
momencie, kiedy najbardziej potrzebuję, byś nim był? Ale czy istnieją w ogóle
tacy ludzie z krwi i kości, którzy mogą wznieść się do roli przewodnika pośród tej
oto ciemności bez wyjścia? Takie chwile mogą przemienić każdego w niemowlę,
które moczy pieluchy.
– Proszę cię, Abraszo – odzywam się. – Chcę się chwilę przespać.
Pragnę uwolnić się od Ciebie. Nie odzywasz się więcej, ale zostajesz i leżysz
obok mnie. Przez zamknięte oczy czuję na sobie Twoje spojrzenie.
Znowu przychodzi czas na jedzenie. Mama smaruje nasze kawałeczki chleba
odrobiną drożdży, których używaliśmy w getcie zamiast masła, a które zabrała
ze sobą w słoiku. Kiedy rozsmarowuje drożdże na kawałku chleba Sorki Fidler
i podaje go jej, uśmiecha się uśmiechem, który przyswoiła sobie w getcie i za-
chęca ją do jedzenia z nabytym ostatnio przez nią dziwacznym humorem.
– Jedz, Sorko – mówi. – Podobno zalety drożdży nie zostały jeszcze w pełni
zbadane. Jednak ciasto rośnie na drożdżach, więc i tobie pomogą wyrosnąć
z choroby. – Sorka przeziębiła się bardzo przed paroma dniami.
Sorka, z gorączkowymi wypiekami na twarzy, paple coś bez przerwy do Hanki,
ta jednak nie reaguje. Tak jak blisko siebie znajdują się ciała tych dwóch kobiet,
tak daleko są od siebie myślami. Czy może inaczej: ponieważ są tak blisko siebie
myślami, nie mogą znaleźć odpowiednich słów?
Hanka, energiczna, odważna towarzyszka Hanka, oddana matka i przyja-
ciółka Sorki, siedzi niczym mumia, niczym wyciosana w kamieniu rzeźba. Nie
odpowiada na niczyje słowa pocieszenia, więc zostawiamy ją w spokoju. Sami
usiłujemy wymazać z pamięci zdarzenie, do którego doszło tuż przed naszym
odjazdem, zanim weszliśmy po kładce prowadzącej do środka tego bydlęcego
wagonu. Wtedy właśnie Zalman Fidler w ataku szaleństwa obrzucił przekleń-
stwami i o mało co nie rzucił się na żandarma szydzącego ze starej kobiety,
która zbyt wolno wspinała się po kładce prowadzącej do wnętrza sąsiedniego
wagonu. Kula z rewolweru powaliła Zalmana na ziemię. Jak ukrzyżowany leżał
z rozpostartymi ramionami obok kładki, po której gramoliliśmy się do wagonu.
Jego widok był niczym napis na ścianie. Powiadamiał nas o czymś, o czym nie
chcieliśmy wiedzieć.
A może Hanka w swoim odrętwieniu nie myśli wcale o Zalmanie, tylko o wła-
snym, zbliżającym się końcu? A Sorka? Co dzieje się w jej głowie?
Z początku jestem zadowolona, że Sorka ma gorączkę. Myślę, że jej instynkt
samozachowawczy nie pozwoli, by zawładnęły nią myśli o ojcu. Jednak gdy
obserwuję ją, uświadamiam sobie, że swoim paplaniem i narzekaniem chce
wyrwać Hankę z odrętwienia. Może rozumie, że jej mama znajduje się w więk-
szym niebezpieczeństwie niż ona sama. Kobieta w średnim wieku i bez odrobiny
628 witalności jest łatwą ofiarą dla myśliwych. Zaczynam więc martwić się o Sorkę.