Page 626 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 626

Jankew spogląda na płaczącego człowieka i ciągnie go za ramię.
             – Panie! – woła do niego. – Czy nie byłeś kiedyś zegarmistrzem? Jakieś
           dwadzieścia trzy lata temu… Kupiłem u pana dwie obrączki… i je straciłem…
             Człowieczek wyciąga ku niemu swoją chudą rękę i nie przestaje chlipać.
             – Wszystkie zegary się zatrzymały, biada nam…
             Gabi na moment przestaje mówić i przez chwilę przygląda się scenie, w której
           biorą udział stary Żyd i Jankew. Jednak inni stoją przed nim i mówią:
             – No, i czemu przestałeś w środku zdania? Powiedz coś, posłuchajmy jakichś
           nowości – dopytują jak dzieci.
             Gabi mówi dalej. Nigdy nie miałam go za szczególnie płomiennego mówcę.
           W getcie stał się mówcą bardzo rzeczowym, logicznym, wręcz oschłym. Unikał
           kwiecistych zdań. Ale tutaj, w bydlęcym wagonie, daje się ponieść na fali entu-
           zjastycznej przemowy, niczym ktoś, kto wziął właśnie porządny łyk wódki przed
           oddaniem skoku nad przepaścią. Dla mnie jednak ten ognisty entuzjazm był
           bardziej smutnym dowodem jego słabnącej witalności, jego urażonej dumy, która
           w ostatnich tygodniach doznawała uszczerbku: kiedy stało się jasne, że w getcie
           nie będzie powstania i nie będzie już szansy na pomszczenie śmierci ojca, że
           śmierć Wowy poszła na marne. Zachowane przez Gabiego życie nie miało już
           tak naprawdę żadnego uzasadnienia.

                                           *

             Posilamy się. Zanim wyjechaliśmy z getta, miłosierni naziści przydzielili nam
           po pół bochenka chleba na głowę. Kobiety, które zajęły się krojeniem chleba,
           trzymają teraz na kolanach rozpostarte ręczniki lub ścierki. Pół bochenka może
           w mgnieniu oka zniknąć w głodnych ustach, zwłaszcza gdy głód chleba idzie
           ręka w rękę z głodem życia. Jednak te kobiety są oszczędne. Kroją z połówek
           bochenków cieniutkie, prawie przezroczyste kromki, a resztę chowają na „czar-
           ną godzinę”. Trzeba być przezornym, żeby przechytrzyć diabelskie sztuczki losu
           i uratować choć trochę z bochenka życia.
             Obserwuję Cię podczas jedzenia, Abraszo. Gapisz się na Balcię. Lubisz ją.
           W kryjówce w getcie ukoronowałeś ją czułym mianem „mamusi”. Podchwytuję
           wymianę spojrzeń między Tobą a nią. W mojej pamięci rozbrzmiewa sentymen-
           talna melodia – Majn jidisze mame 426  – i przenoszę wzrok na moją mamę.
             Unikałam patrzenia na nią. „Wszystko będzie dobrze” – obiecuje mi teraz
           wzrokiem, jak w czasach, gdy byłam chora i leżałam w łóżku. Binele jest matką
           o nieposkromionym sercu, z którego niepohamowanie i obficie wypływa strumień



           426   Moja żydowska matka – piosenka znana w różnych językach i wersjach, polski tekst napisał Marian
             Hemar, w wykonaniu Hanki Ordonówny została nagrana w 1932 r. i była bardzo popularna w latach
    624      30. XX w.
   621   622   623   624   625   626   627   628   629   630   631