Page 620 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 620
przez zegar, niemożliwej do podzielenia na godziny, minuty i sekundy. Wieczność,
która może być zaraz rozłupana, niczym orzech na podstawie wyroku: albo-albo.
Podłoga w wagonie się trzęsie. Ludzkie ciała bujają się na boki. Konwulsje
wagonu sprawiają, że siedzący na ławkach upadają na plecy niczym podczas
ataku epilepsji. Niektórzy próbują chować się za plecami sąsiadów, jakby szukali
choć odrobiny prywatności.
Są wśród nas dzieci. Dzieci uratowane ze „szpery” albo takie w kołyskach,
które urodziły się już po niej. Gapię się na te maleństwa, cudem uratowane ze
zsyłek. Sama czuję się jak dziecko w kołysce, cudem uratowana od zesłania.
Jak świat będzie mógł toczyć się dalej bez dzieci?
Dzieci spływają potem. Wygłodniałe kłębią się obok. Kręcą się i wdrapują na
ramiona matek, pełzając im w rękach. Skomlą, krzyczą, szeroko otwartymi ustami
próbują nałapać tyle powietrza, ile tylko się da. Dzieci i czas. Myślę o dwudziestu
latach mojego życia i nie mogę objąć ich wszystkich pamięcią. Rozpadają się na
kawałeczki, które przyprawiają mnie o ból głowy.
Są też inne dźwięki dochodzące z ust dzieci. Westchnienia dorosłych i pojęki-
wania chorych. Dźwięki modlitw. Nerwowe gderanie kobiet, dziwaczne rozmowy
młodych, obco brzmiący dźwięk mojego własnego głosu. Jest także nagła cisza,
która bombarduje bębenki w uszach i dźwięczy w nich niczym tysiąc dzwonów.
Przez cały dzień towarzyszy nam również szarówka zmroku, z kolei w nocy –
smoliście czarna cisza.
Siedzisz tu z nami, Abraszo, i szeptem próbujesz objaśnić mi, że niewiedza
grupy pasażerów co do ich dokładnej liczby wynika z wiary w niebezpieczeństwo
wiążące się z liczeniem osób. Robienie tak szczegółowych rachunków to zły
znak 419 . Dlatego właśnie Żydzi odliczają niszt ejn, niszt cwej… 420
Małe okienko wagonu jest zasłonięte drutem, niczym okna w więzieniu albo
w domu dla obłąkanych. Znajduje się po prawej stronie zaryglowanych od ze-
wnątrz drzwi. Przypatruję się splątanym drutom, tworzącym sieć zakrywającą
świat zewnętrzny. Tuzin rąk trzyma się tej sieci. W plątaninie rąk i drutów znajdują
się również usta, niczym dzióbki zagubionych ptaszków wyglądających z gniazda
za rodzicami, którzy przylecą i uratują. Ci, którzy tam stoją, od czasu do czasu
mogą zauważyć zarys postaci stojącej na rampie stacji albo kogoś stojącego
przy wiejskiej chałupie. W takim momencie rozlega się chóralny krzyk: „Hej,
bracie, dokąd nas wiozą?”.
419 W tradycji żydowskiej obowiązuje zakaz liczenia ludności, który jest wyjaśniany poprzez opisaną
w Starym Testamencie obietnicę złożoną przez Boga Abrahamowi, że jego potomstwo będzie tak
liczne jak gwiazdy na niebie, a więc niemożliwe do zliczenia. Poza tym każdy spis ludzi był złym
znakiem: oznaczał liczbę zmarłych, zabitych, powołanych do wojska, wywiezionych, mógł też zagra-
żać ekonomicznie, choćby poprzez nałożenie podatków itp.
618 420 (jid.) nie jeden, nie dwóch.