Page 619 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 619
Rozdział dwudziesty ósmy
W około siedemdziesiąt osób w bydlęcym wagonie wyruszyliśmy naprzeciw
losowi. Mówię „około”, ponieważ, jak może pamiętasz, Abraszo, nikt w wagonie
nie był pewien, ile tak naprawdę osób do niego wsiadło. Wśród nas byli tacy,
którzy starali się to oszacować, byle tylko zająć myśli czymś konkretnym, czymś,
co do czego nie ma żadnej wątpliwości – podczas tej sześćdziesięciogodzinnej,
trudnej do opisania podróży, zdającej się trwać wiecznie.
Liczenie głów było też pewnym trikiem, aby uniknąć rachowania członków
własnej rodziny. Tych, którzy byli na miejscu i tych, którzy zaginęli. Wszystko,
aby tylko nie odczuć tego, co było tak wszechogarniające: totalnej beznadziei
i samotności. Strach było pomyśleć o tym, co będzie.
Jak by nie było, liczenie głów pomagało na początku podróży też jakoś zabić
czas. Zabić czas? Nie. W tym bydlęcym wagonie czas był zbyt cenny, aby można
go było tak po prostu zabijać. Czas to najważniejsza sprawa. To tak naprawdę
jedyna rzecz, wokół której krążą nasze myśli. Czas to misterny, magiczny skarb,
boska figura, do której można wznosić modły, składać swoje prośby, aby trwał
i trwał. Czas jest dla nas świętością, niczym tablice z przykazaniami, które otrzy-
maliśmy na górze Synaj. Wielbiono go jak Torę, która chroniona była z pokolenia
na pokolenie, a teraz grozi jej, że zostanie unicestwiona wraz z ludem, któremu
została nadana.
Czas. Kłębi się w naszych ciałach. Bije w naszych sercach z każdym jego
uderzeniem. Czas jest urodziwym oblubieńcem, wytęsknionym jak ostatni
kawałek chleba. Wszystkie nasze tęsknoty ciała i duszy są już tak martwe, jak
nasze marzenia, których nawet już nie pamiętamy.
Czas jednocześnie stoi cicho i biegnie wraz z rytmem stukotu kół. Czas
w swojej nowej mierze. Wieczność w nowej formie, niemożliwej do uchwycenia 617