Page 618 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 618

I wtedy pojawił się przed nami Icchok.
             – Gdzie się ukrywacie? – pyta i patrzy na Wierkę. – W piwnicy, co? Musicie
           mi powiedzieć, żebym mógł was chronić. Pracuję na tej ulicy właśnie dlatego.
           Zabrali moją rodzinę dzisiaj rano, gdy byłem zajęty…
             Widok Wierki sprawia ból. Przykro jest kochać kogoś, kto nie zasługuje na
           miłość; odrzucać kogoś, do kogo czuje się przywiązanie, zwłaszcza w tak kluczo-
           wym momencie życia. Zostawiamy Icchoka i wchodzimy do chałupy.

             Z Fidlerami, Sonią, Gabim i dzieckiem ledwo można w piwnicy oddychać.
           A jednak spędzamy w niej cały kolejny dzień. Niemowlę dużo płacze, mimo że
           Sonia poi je wywarem makowym. Wszyscy postanawiamy, że nie opuścimy get-
           ta po dobroci. Droga z getta prowadzi na śmierć, jesteśmy tego pewni. Totalna
           zagłada Żydów jest celem Niemców. Nic mniej niż to. Trzeba być idiotą, żeby
           tego w końcu nie zrozumieć. A jednak nie chce się wierzyć. Człowiek chwyta się
           nadziei, że nawet jeśli zostaniemy schwytani, to przeżyjemy.
             Towarzyszka Hanka i Gabi są u nas za dnia. Nocą znikają. Wciąż są zaanga-
           żowani w organizowanie ogólnego oporu. Całkiem wielu towarzyszy ukryło się
           w bunkrach po obu stronach getta. Ale starania Gabiego i Hanki nie mają sensu.
           Wszyscy to wiemy. Opór jest niemożliwy. Nie ma najskromniejszych środków, aby
           się przeciwstawić. Przeciwstawić się z nagimi pięściami oznacza samobójstwo
           na miejscu, ułatwienie Niemcom zadania.
             Gdy Niemcy otaczają nasz blok domów, wszyscy, razem z Tobą, Abraszo,
           siedzimy w piwnicy. Mija dzień, a my wciąż jesteśmy. Nocą, gdy wychodzimy
           zaczerpnąć powietrza i stoimy przed chatą, z ciemności wypada nagle Icchok.
           Nie ma na sobie munduru. Przypada do Gabiego i prosi go:
             – To przecież nie ma dłużej sensu. Powiedz im prawdę. Pozwól mi dołączyć
           do grupy. Nie jestem w stanie już dłużej wytrzymać.
             Gabi klepie go przyjacielsko po barku i wyjawia, że to partia wysłała Icchoka
           do pracy w Sonderkomando, żeby w ten sposób pomógł podziemiu, dostar-
           czając informacje o tym, co się gotuje w kotle losu. I tak Icchok znów staje się
           członkiem rodziny.
             Pamiętasz Abraszo, jak piątego wieczora zaproponowałeś, aby każdy z nas
           opowiedział swoją biografię? Zostajemy wykryci ósmego dnia. Niemowlę płacze
           akurat w chwili, gdy Niemcy sprawdzają podwórze oczyszczone z mieszkańców.
           Nie jedziemy na stację wozami, lecz godnie, tramwajem getta. Balcia znalazła
           adres przyjaciółki w Chicago, i siedząc w tramwaju, powtarza go na głos. Jej głos
           miesza się z głosami pobożnych Żydów odmawiających przy nas psalmy. Nie mam
           ochoty siedzieć. Stoję w środku tramwaju z plecakiem na grzbiecie i uśmiecham
           się do Was moim gettowym, pokrzepiającym, idiotycznym uśmiechem.
   613   614   615   616   617   618   619   620   621   622   623