Page 57 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 57

zaczynają drżeć, dzięki czemu Binele już wie, że tak, ona również ją rozpoznała.
             Dziewczyna patrzy na nią z wahaniem. Potem odpycha Binele ramieniem i jednym
             tchem rzuca w jej kierunku: „Zaczekaj tu”. Chwyta faceta pod ramię i wchodzi
             z nim do bramy.
                Binele zastyga z otwartymi ustami, zupełnie oniemiała, jakby ją zamurowa-
             ło. Wciąż jeszcze ma przed oczyma twarz Cypory, widzi ją jak w błysku flesza.
             Ciepłe, aksamitne, ciemne oczy przyjaciółki o wywiniętych długich rzęsach
             pomalowanych czarną maskarą i wdzięczny dołek w brodzie – to wszystko, co
             pozostało z tamtej Cypory, którą kiedyś znała. Jej obecna twarz sprawia wrażenie
             okrągłej, napuchniętej, zbyt mocno pomalowane policzki – obwisłych. Czoło ma
             przeorane głębokimi zmarszczkami, a jedna z nich, bardzo głęboka, jak blizna
             rozdziela jej brwi. Wargi, grubo pomalowane szminką wychodzącą poza kontur
             ust, wykrzywiają się w dół w grymasie pogardy i zgorzknienia.
                Binele jest zdruzgotana. Cypora zmartwychwstała – jako ulicznica! Akurat
             dzisiaj trudno jej znieść takie spotkanie, taki szok. Ale musi dać sobie z tym
             radę. Musi tu stać i czekać na Cyporę, aby ją poinformować, że ona, Binele, nie
             należy do tych, którzy zdradzają; że Cypora wciąż jest częścią jej; że życie jest
             winne temu, że straciły kontakt; ale jednocześnie że życie jest litościwe, ponieważ
             doprowadziło do tego przypadkowego spotkania; i że życiu należy patrzeć prosto
             w oczy i wiedzieć, jak przyjmować zarówno to, co dobre, jak i to, co złe, i że nie
             można dać się zniszczyć złu, i że samemu też nie można niszczyć dobra.
                Binele wypełnia duma. Jak łatwo mogła była wpaść w tę samą otchłań co
             Cypora! Jak mało brakowało! Nie, nie musi się wstydzić, chociaż nie stała się tą
             wspaniałą, wzniosłą Binele, jaką chciała być. Być może nigdy taka nie będzie.
             Może nigdy nie pozbędzie się swojego prostactwa, nieokrzesania, nieczystych
             myśli i pragnień czy uczucia przygnębienia, które nosi w sobie niemal od dnia
             narodzin. Może nigdy nie uwolni się od przekonania, że jest zła i brzydka niczym
             prawdziwa „marzepa” , a wszyscy, którzy prawią jej komplementy, nie wiedzą,
                                60
             co mówią. Nie widzą jej prawdziwej, nie znają jej naprawdę – nawet Jankew,
             zwłaszcza on, bo miłość czyni go ślepym. A przecież jest czegoś warta; zasługuje
             na to, by mieć Jankewa za męża i być matką jego dzieci.
                „Czym jestem, tym jestem” – mruczy do siebie mocno wzburzona. „I nie
             mogę się poddać nikomu, ani niczemu, nawet Jankewowi, chociaż jestem mu
             wierna, jestem wierna…”.
                Czas się zatrzymał. Gwarna ulica przepływa obok falami ludzi, niczym na
             filmowym ekranie. Serce Binele wzbiera pełną litości wiernością Cyporze. Słyszy
             stukot obcasików. Ktoś się zbliża i wpada na nią. I oto stoi w objęciach przyja-
             ciółki. Jeden głos wyrywa się z ich ściśniętych ust, wspólny jęk, szloch. Obejmują
             się tak mocno, jakby chciały nawzajem powstrzymać drżenie swoich ramion.



             60   Właściwie: mazepa – osoba płaczliwa, beksa, mazgaj. Tu w znaczeniu: brzydula.  55
   52   53   54   55   56   57   58   59   60   61   62