Page 58 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 58

Z ich oczu płyną łzy. Facet, który wychodzi z bramy za Cyporą, spogląda na nie,
           krzywi się i odchodzi.
             – Rozpoznałaś mnie mimo tych utlenionych włosów! – wykrzykuje Cypora.
           Ona pierwsza bierze się w garść. Puszcza Binele i opuszkami palców ostrożnie
           ociera sobie oczy. Charakterystycznym ruchem ręki przyciska pokręcone fale
           włosów nad czołem. – W moim fachu siwe włosy są gorsze niż samobójstwo –
           wyjaśnia przejęta. Jej łzy, wymieszane z maskarą, są czarne.
             – Gdzie ty przepadłaś? – pyta Binele zduszonym głosem.
             Cypora walczy ze wzruszeniem.
             – Niech diabeł porwie moich wrogów. – Wciąga Binele do brudnej bramy.
           Obie kładą torebki pod siedzenia, przykucając na schodach. – Widzisz przecież
           – kontynuuje dziewczyna – znowu jestem panienką. Bez dzieci i domu na głowie,
           bez niczego. Beztroska dziewczynka, bez problemów. – Próbuje nadać głosowi
           fałszywie radosną barwę. – Mężczyźni, oby Bóg ich nie oszczędzał, zarabiają dla
           mnie. Popatrz na moje kolczyki. Czyste złoto. A widzisz te pierścionki? – Wyciąga
           w kierunku Binele obie dłonie z rozstawionymi palcami, a na każdym pierścionek.
           – Wszystko to dobry towar. Warte majątek. Oby moi wrogowie to odchorowali.
             Binele nie może się wyzbyć podejrzenia, że Cypora wszystkie te skarby kupiła
           na ulicznych straganach. Ujmuje wystrojoną rękę dziewczyny w swoje dłonie
           i wzdycha głęboko.
             – Tak długo cię szukałam, Cyporo. Gdzie mieszkasz?
             – A gdzie mam mieszkać? – Cypora wzrusza ramionami. – Tutaj, oczywiście,
           że tu mieszkam. Mieszkam sobie jak hrabianka. Jeśli chcesz, możemy zajrzeć
           do mnie. Chociaż w to dzisiejsze święto jest u mnie większy ruch niż zwykle pod
           koniec tygodnia. – Patrzy w kierunku otwartej bramy, jakby szacowała swoją
           stratę, potem pokazuje kilka gołębi, które przysiadły na dachu przeciwległej
           kamienicy. – Widzisz te gołębie? Należą do mojego kawalera. Jest łapaczem
           gołębi i na tym zarabia. Akuratny od stóp do głów. Dał mi w prezencie kanarka,
           aby nie było mi smutno. Takie trele wyśpiewuje, mówię ci, aż chwyta za serce.
           Jak to mówią? Fun neches lebt men niszt, fun cores sztarbt men niszt .
                                                                      61
             Binele ma wrażenie, że Cypora próbuje stworzyć jakiś rodzaj bariery pomiędzy
           nimi dwiema. Przysuwa się do niej coraz bliżej.
             – A ty, Cyporo, w ogóle mnie nie szukałaś? – Pytając, próbuje narzucić ton
           bardziej intymny.
             – Co znaczy, że cię nie szukałam? – Cypora zdaje się być urażona. – Co ty my-
           ślisz, że u mnie to, co z oczu, to i z serca? Jeszcze czego! – Z pozorną obojętnością
           poprawia pończochy na obu nogach. – Miałam coś ważnego do załatwienia, oby
           to spadło na moich wrogów. Miałam randkę z Aniołem Śmierci. Tak, z fanfarami.
           Trułam się arszenikiem, tak było. Zrobiono mi płukanie żołądka. A… a potem


     56    61   (jid.) Z radości nie da się wyżyć, od trosk się nie umiera.
   53   54   55   56   57   58   59   60   61   62   63