Page 611 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 611

jedyna zdrada, jaka się liczy, mogłaby polegać na traktowaniu tańca z lekcewa-
             żeniem. Tylko Wierka, ona jedna, naprawdę mnie rozumie.
                Malka i Sorka Fidler kontynuują po pracy naukę na uniwersytecie, który profe-
             sor Rotsztat stworzył w pustej stodole. Sorkę widuję rzadko. Mieszka z rodzicami
             po drugiej stronie mostu i romansuje z Mendlem Sznajderem, moją pierwszą
             „miłością”. Rzadko mam czas do niej zaglądać. Częściej widuję jej macochę,
             towarzyszkę Hankę. Jako jedna z kierowniczych figur partii przychodzi do Ceder-
             bojmów znaleźć Gabiego albo pogadać z Wową i Balcią, albo z moimi rodzicami.
                Gdy pewnego razu stoją z Malką w kolejce po chleb, pojawia się temat moich
             lekcji. Malka wzrusza ramionami.
                – Oszalałaś. Ty i moja rozpieszczona szwagierka jesteście lunatyczkami!
                – Więc dlaczego uważasz za stosowne siedzenie nad książkami naukowymi,
             które w getcie mają być może jeszcze mniej sensu niż taniec? – pytam.
                – Nie mają sensu? Ja to nazywam próbą zrozumienia. Musimy wiedzieć,
             kim jesteśmy, czym jesteśmy, my, rasa ludzka. I w tym celu nawet studiowanie
             matematyki i astronomii posiada swoją wagę. Ale zrozum jedną rzecz, Miriam,
             nie energię umysłu powinniśmy oszczędzać, ale energię fizyczną.
                Śmieję się.
                – To właśnie robię. Moja energia umysłu zlokalizowana jest w nogach, jak
             sama wiesz.

                Kilka wydarzeń ma miejsce tego roku w życiu naszych dwóch rodzin. Po
             pierwsze, Marek wprowadza się do nas, ponieważ istnieje niebezpieczeństwo,
             że policja, która ma go na liście osób samotnych przeznaczonych do wywózki,
             będzie szukać go pod poprzednim adresem. Jego karty żywnościowe na pewien
             czas zostają zablokowane. Po drugie, Gabi ma zostać tatą. Sonia przestaje tań-
             czyć, ale nie kończy pracy nauczycielki tańca. Coraz częściej ją zastępuję. Do
             getta przychodzi wiosna, a ja tańczę i mieszkam pod jednym dachem z Markiem.
             Czego więcej mogę pragnąć?
                Marek często przychodzi na moje lekcje. Siada w kącie na podłodze. Znajomy
             Soni nam akompaniuje. A ja, przystrojona w mój stary trykot, po raz pierwszy
             wprowadzam dziewczęta w mój styl tańca, styl, któremu nie nadałam nazwy.
             Ani madame Felicja, ani Sonia, ani tym bardziej Ty, który znasz mój styl bardzo
             dobrze, nie przeciwstawiacie się. Zarzucają mnie tylko pytaniami, na które nie
             zawsze znajduję odpowiedź i musisz przychodzić mi z pomocą. Ale wciąż mam
             wątpliwości. Sama nie wiem, czy to, co robię, ma prawo istnieć. Może to nie jest
             żaden styl, ale brak stylu niczym krzyk? Sonia i madame Felicja rozumieją to
             pewnie w ten sposób, tak jak i Ty. Chcę, żeby ocenił to Marek i powiedział, co
             o tym myśli. Ale okazuje się, że nie przygląda mi się uważnie. Wystarczy mu, że
             jest ze mną w jednym pokoju.
                Marek nie chce chodzić ze mną na koncerty do domu kultury. Chodzę więc
             z Tobą, Abraszo. Światowej sławy muzycy, wirtuozi pianina i skrzypiec, zostali   609
   606   607   608   609   610   611   612   613   614   615   616