Page 608 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 608

„Musisz się obudzić, abyś była gotowa na wszystko, co może nadejść”. Nie
           przestaje się o mnie martwić. Bardziej polega na Nońku niż na mnie. Zgadzam
           się z nią. Muszę się zmienić. Jak mam jednak wyskoczyć z własnej skóry? Ma-
           rzenia leżą w mojej naturze. W ten sposób stawiam czoła życiu. Poza tym, czuję
           instynktownie, że tylko zdolność uciekania myślami od prawdy pozwala mi żyć
           i nie popaść w zwątpienie. A do tego, chociaż myślę o czymś odległym od co-
           dzienności w getcie, chociaż wydaje mi się ona bardzo powierzchowna – widzę
           ją dokładnie. Przeczuwam też ostateczność.
             A przy całym moim rozmarzeniu, jestem przecież nienajgorszą kucharką.
           Oczywiście, nie tak dobrą jak Wierka, prawdziwa geniuszka przerastająca
           wszystkich domowników w wymyślaniu dań z fusów erzac-kawy albo liści marchwi
           i pietruszki, albo łupin ziemniaka. Pomagam też Wowie w jego ulubionej pracy.
           Kilka razy w tygodniu wyruszamy z nim i Malką kraść deski ze zdemolowanych
           domów, które oficjalnie należą do Rumkowskiego. Tak załatwiamy sobie opał.
             Cieszą mnie te nocne ekspedycje. To, co robimy, ma dla mnie znaczenie
           drugorzędne. Intryguje mnie tajemnicza noc, śpiące mrowisko, po którym hula
           śmierć jak czarna kwoka z rozpostartymi czarnymi skrzydłami. Nie ma więc sensu
           tęsknić za śmiercią w getcie, myślę w takich chwilach. Może dlatego tak wielu
           mieszkańców popełnia samobójstwa? Śmierć jest zbyt blisko. Ja sama nigdy tak
           bardzo nie kochałam życia, jak w owych chwilach, nocą, podczas wyrywania ze
           skutej ziemi mokrych, przegniłych desek pełnych gwoździ.
             Znacznie mniej przyjemności sprawia mi stanie godzinami w kolejce po
           chleb czy rację żywnościową, z Malką czy samotnie. Pewnego razu, stojąc tak
           po drożdże rozdawane dla zatkania pustych żołądków, Malka opowiada mi, że
           prowadzi dziennik i zapisuje każde wydarzenie, jakie ma miejsce w getcie. Pomaga
           jej Gabi, przynosi różne wiadomości. Dostarcza jej też różnego rodzaju plakaty
           i ogłoszenia, które zrywa z murów i bram. Listy nazwisk towarzyszy, którzy zostali
           wysiedleni razem z rodzinami. Informacje o brudnych, zakulisowych działaniach
           Rumkowskiego, „gettokracji” i żydowskiej policji. Zazdroszczę Malce i tym bardziej
           zazdroszczę Wierce. One, kronikarki i pisarki, znalazły rodzaj powołania, sensu
           w marności gettowej egzystencji. Bardziej jednak podoba mi się poetyckie pisanie
           Wierki niż rejestrowanie Malki. Wiersze Wierki, mroczne, apokaliptyczne, mają
           więcej wspólnego z misterium naszego losu niż suche „fakty”.
             Tak jak moja mama, Malka próbuje przywrócić mnie rzeczywistości. Lecz
           Wierka, ona jedna wydaje się rozumieć, że byłoby mi trudniej przeżyć, gdybym
           była zupełnie „przebudzona”. Cóż dałoby mi, na przykład, to ohydne stanie
           w rozgadanej kolejce na ostrym mrozie i koncentrowanie się na fakcie, że tam
           właśnie stoję? Krzyki, przepychanie się, wzajemne potrząsanie, przekleństwa
           i jęki, i robota gettowej policji – sprawiają, że człowiek czuje się jak robak. Dla-
           czego więc miałabym nie pozwolić fantazji swobodnie hulać jak, co najmniej,
           białej mewie ponad błękitnym morzem marzeń?
    606
   603   604   605   606   607   608   609   610   611   612   613