Page 585 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 585

przyklejeni jedno do drugiego. Zduszone dźwięki wydobywają się z Twoich ust
             i toną w siwym puchu na głowie staruszki. Ona, trzymając w ręce pobłyskującą
             lampę naftową, wtula głowę w Twoją pierś. W końcu wszyscy troje wchodzimy
             głębiej do pokoju i zamykamy drzwi. W środku jest cudownie ciepło.
                – Jezus Maria. – Stara kobieta wciąż się Ciebie trzyma. – To naprawdę ty,
             Abraszynku. Bogu dzięki, że żyjesz. Co tu robisz w środku nocy? – Spogląda na
             mnie i podnosi lampę, aby oświetlić moją twarz. – A kto to jest, Boże w niebiesiech?
                Nie odpowiadasz na jej pytanie, tylko prostujesz się i jak człowiek wyczekujący
             ogłoszenia wyroku śmierci, pytasz:
                – Gdzie jest mama?
                Stara kobieta trzęsie głową.
                – Nie pytaj, najdroższy, nie pytaj. – Jej wzrok pełen łez szuka czegoś na Twojej
             twarzy. – Jak strasznie wyglądasz, serce. Chodź, zagrzeję ci czegoś do jedzenia.
                Z lampą w ręku udaje się do kuchni. Idziemy za nią i ją obserwujemy. Dmucha
             w piecyk, żeby wzniecić płomień i dokłada szczapek. Pomimo wieku i zmęczonego
             wyglądu, wciąż jest krzepka i energiczna w ruchach.
                – Wszystko ci opowiem, najdroższy Abraszko, musisz to wiedzieć – mówi
             pewniejszym głosem, jakby dopiero doszła do siebie. – I musimy być cicho.
             Mój stary śpi w alkierzu po drugiej stronie ściany. Przebudził się, gdy zapuka-
             liście. A jeśli przyłapie nas tu mój zięć Stefan, wszystkich nas wyrzuci. Potrafi
             to zrobić, sukinsyn. Wszystkie moje dzieci są z Armią Krajową 381 , ale ten łajdak
             to tchórz.
                – Dlaczego miałby nas wyrzucać, nianiu? To przecież mój dom, moje siedli-
             sko. – Nazywasz ją pieszczotliwie „nianią”, jak zwykłeś to czynić w dzieciństwie.
             Patrzysz na nią wściekle rozpalonym wzrokiem, zupełnie rozbity. W sercu mam
             nadzieję, że nie wspomnisz jej o pozostałych czekających na zewnątrz.
                – To był twój dom, moje dziecko, był – potwierdza Fredka, kiwając smutno
             głową i przygotowując miski z jedzeniem. Zauważa Twój wzrok. – Dlaczego
             tak na mnie patrzysz, Abraszko? – pyta. – Twojej mamusi nie ma. Odeszła.
             Mordercy zabili ją w brzezinie. Nie hałasuj tak, chodząc po podłodze. Siadaj.
             Stefan może Cię usłyszeć. Łatwo się budzi, czort, niech go cholera. Zaraz na
             drugi dzień nas tu przeprowadził. – Stawia parującą miskę z jedzeniem na stół,
             bierze nas pod ramiona i prowadzi do stołu. Patrzę na drzwi, nie mogę się do-
             czekać, by wybiec do reszty. Ale boję się to zrobić. – Posilcie się odrobiną jadła
             – mówi Fredka i w pośpiechu wraca do krojenia chleba. Po chwili znów jest obok
             nas z dwiema pajdami, a zaraz potem przy kuchni, Bóg wie po co mieszając
             w garnku drewnianą łyżką.



             381   Pomyłka Autorki. Oficjalnie Armia Krajowa została powołana rozkazem Naczelnego Wodza gene-
                rała broni Władysława Sikorskiego 14 lutego 1942 r. Ale wywodziła się ze Związku Walki Zbrojnej
                powstałego w listopadzie 1939 r.                                  583
   580   581   582   583   584   585   586   587   588   589   590