Page 580 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 580

do drzewa. I myślę o Bocianach. Myślę, że znów zobaczę ciocię Rachelę i wujka
           Szaję. Myślę o bogatej cioci Rejzeli i ubogiej cioci Maszy z ich licznymi rodzina-
           mi. Relacje mamy z siostrami teraz się polepszą, gdy przyjdzie żyć ze sobą tak
           blisko. Widzę się obejmującą babcię Hindę i dziadka Joselego, i siostrę taty,
           ciocię Gitlę, która ma już trójkę dzieci, oraz drogą ciocię Szejndlę, która w końcu
           wyszła za mąż i niedawno urodziła chłopczyka. Rozmyślam też o moich kuzynach
           i kuzynkach, dzieciach wuja Szolema, dorosłych ludziach, których prawie nie
           znam. Teraz zostaniemy jedną wielką rodziną. Taka plątanina pokrewieństwa.
           Jak się to ułoży i jak na tym wszyscy wyjdziemy? I jak to będzie? I znów myślę
           o chłopach przywiązanych do drzewa. Boję się…
             W ciemności zauważam otwarte oczy taty. Wsłuchuje się w ciszę. Gdy tylko
           z zewnątrz dochodzi jakiś dźwięk, podnosi głowę. Słyszę jego ciężkie westchnie-
           nia i wyobrażam sobie, że też myśli o tych dwóch chłopach… I o Bocianach.
           Zastanawiam się, skąd tata weźmie siłę, aby znieść dodatkowe zmartwienia
           całej dużej rodziny. Wygląda bardzo źle. A jeśli coś się w Bocianach wydarzy,
           jak będziemy się ratować? Na przykład babcia Hinda. Jest taka malutka, taka
           słaba i bezradna, a tata ją tak kocha. A dziadek Josel, chociaż wciąż dość silny,
           jest zupełnie ślepy i niepewnie trzyma się na nogach.
             Złoszczę się na siebie. To nie jest właściwy czas, by poddawać się takim
           myślom. Przede wszystkim nie powinnam rozmyślać, tylko złapać nieco snu,
           odzyskać siły. Może wszyscy przeżyjemy wojnę w Bocianach? Nigdy nie widzia-
           łam Bocianów w zimie. Przyjdzie wiosna. Po raz pierwszy w życiu będę mogła
           obserwować, jak natura budzi się po zimie.
             Słyszę, jak Wierka i Icchok się całują. Miłe dźwięki. Ale sprawiają, że robię
           się niespokojna. Przeszkadzają mi wychwytywać dźwięki z zewnątrz. Czuwam
           podobnie jak tata. Marek ma oczy zamknięte. Wiem, że nie śpi. Jest zajęty
           myślami. Boję się pytać, co go tak zajmuje. A co do Ciebie, Abraszo, nie widzę
           Cię, ale słyszę, że się poruszasz. Jesteś niespokojny. Może rozmyślasz o tych
           chłopach… I o Twojej starej matce w Bocianach? Masz plan, aby nasza cała
           grupa, „rodzina ośmiorga”, zamieszkała w Twoim domu na Błękitnej Górze. Ten
           projekt nie wydaje się zbyt realistyczny. Sama nie wiem dlaczego. Robi mi się
           bardzo zimno.
             Słyszę, jak Binele mówi do Jankewa:
             – Trzeba ruszyć w drogę, jak długo jest ciemno.
             – Szkoda budzić Nońka – odpowiada szeptem Jankew. – Smacznie śpi.
             – Gdy trzeba, to trzeba. Tu i tak jest zbyt zimno. Niewygodnie. – Binele siada
           i szturcha Nońka za bark. – Pora ruszać w drogę, synku. – I głośno mówi: –
           Dzieci, idziemy dalej!
             Już stoi wyprostowana i trzyma się za oparcie siedziska. Jankew pomaga
           Nońkowi wstać. Wypełzamy na krzywą podłogę i znajdujemy pozbawione szyby
           okno, przez które dostaliśmy się do środka. Jest dość jasno dzięki śniegowi,
    578    który pokrywa wały wzdłuż torów.
   575   576   577   578   579   580   581   582   583   584   585