Page 576 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 576

– Jesteście rezunami 380 ! – wrzeszczy Wierka, a jej oczy przepełnia szaleń-
           stwo. Kopie go.
             Młody chłop leży twarzą do ziemi, opierając o śnieg raz jeden, raz drugi poli-
           czek. Gdy wszyscy zajmujemy się wiązaniem, wybucha płaczem:
             – Bracia, czego od nas chcecie? Cośmy wam zrobili? Jezus Maria… – Zakne-
           blowanymi przez Wierkę ustami skomle: – Ratuj! – Jego związany ojciec ślizga
           się z całych sił i przybliża się do syna.
             Nie mogę się nadziwić, gdzie Wierka nauczyła się tak dobrze kneblować
           ludziom usta. Moje własne, zesztywniałe dłonie są tak niezdarne, że niewiele
           potrafię jej pomóc.
             Binele przynosi więcej obrusów, drzemy je szybko na pasy. Stawiamy związa-
           nego chłopaka na nogi. Ty, Abraszo, z siekierą w rękach, nie spuszczasz wzroku ze
           starego, który wydaje się znacznie groźniejszy. Binele odbiera Nońkowi siekierę.
           Gdy popychamy rozdygotanego chłopaka – który spętanymi nogami jest w stanie
           stawiać jedynie drobne kroki – i prowadzimy w kierunku drzewa, Binele idzie za
           nami z siekierą. Zatrzymujemy się przy drzewie.
             – Zabierzcie go głębiej w las – rozkazuje. – Nie może być go widać z drogi.
             Wierka kręci energicznie głową.
             – Ale mamo, zamarznie na śmierć.
             O tym właśnie myślała Wierka! Nikt z nas o tym nie pomyślał, tylko ona.
           Przywiązujemy młodego chłopa do drzewa, tak, by dało się go dojrzeć z drogi.
           Widziałam podobną figurę przywiązaną do drzewa w filmie o kowbojach i India-
           nach. Razem z mamą i Wierką pilnuję młodego. Pozostali idą zająć się starym.
           Noniek biega tam i z powrotem, spazmatycznie błagając:
             – Zabijcie ich! Zabijcie ich! Boję się!
             Odciągają ojca nieco dalej od drogi i przywiązują do drzewa. Kilka razy spraw-
           dzamy, czy sznur jest odpowiednio mocny i czy kawałki obrusa dobrze zatykają
           usta. Teraz te dwie ludzkie figury przypominają huby rosnące na pniach. Ich ludzki
           wygląd ulega zatarciu, stają się „rzeczami”, kawałkami drzewa.
             – Wio! – Jankew strzela z bata i daje nam wzrokiem znać, żebyśmy zawrócili,
           aby zmylić związanych. Pchamy wszyscy wóz w drogę powrotną. Po pokonaniu
           pewnego dystansu Binele proponuje, żeby iść przez las.
             – Do diabła z wozem i tą odrobiną majątku – prycha. – Droga nie jest bez-
           pieczna.
             Zgadzamy się z nią. Ledwo mamy siłę iść dalej, tak wymęczeni jesteśmy tym,
           co nas spotkało. Ty, Abraszo, odprzęgasz szkapinę od wozu, wyprowadzasz ją
           na środek drogi, strzelasz z bata i wołasz „Idź”! Koń odwraca do Ciebie głowę,
           po czym rusza naprzód, jakby wciąż ciągnął za sobą wóz. Wszyscy zaprzęgamy
           się do wozu i ciągniemy go po śnieżnych pagórkach na drugą stronę lasu. Tam


    574    380   Rezun (staropol.) – zabójca, siepacz, morderca, także rzeźnik.
   571   572   573   574   575   576   577   578   579   580   581