Page 54 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 54
Ich ostatnia noc przed ślubem była świetlista i szalona. Tak burzliwie zwy-
cięska, że ścianki „suki”, gdzie mieszkali, omal nie runęły na nich, i zarazem
tak przejmująca, że trudno było to znieść. Pocałunki i pieszczoty przeplatały
się ze wspomnieniami i wyznaniami, ze słowami, które trudno wypowiedzieć,
i z pogaduszkami poważnymi oraz żartobliwymi. Prawie nie spali, a wczesnym
rankiem wstali zmęczeni, rozczochrani, głodni i spragnieni – po czym znowu
przywarli do siebie. Obiecali sobie, że będą pościć w tym dniu, tak dla żartu,
aby zaoszczędzić pieniądze. I oboje wiedzieli, że chcą tego postu jako swojego
rodzaju ofiary, oczyszczenia.
Binele wypchnęła Jankewa z rozkładanego posłania, na którym oboje spali,
a które nazywali „rozkładaną deską”, ponieważ było tak wąskie. Łóżko zachwiało
się. Jankew spadł na podłogę, a Binele – niemal runęła na niego.
– Widzisz – zażartował – razem możemy się wygodnie urządzić nawet na
desce. Ale jeśli się rozstaniemy…
– Nie gadaj głupot! – wykrzyknęła Binele. – Ubierz się i idź mi kupić obrączkę!
– Kupię dwie! – zaśmiał się. – Jeśli już, to niechaj nastanie demokratyczne
niewolnictwo!
Kiedy wyszedł, do pokoiku wsunął się czarny kot gospodyni i od razu wsko-
czył na kołdrę. Binele szybko zrzuciła go z siebie. Jednym susem znalazła się
przy drzwiach i wypędziła intruza słowami: „Paszoł won, ty czarcie!”. Ten kot
przypomniał jej tamtego czarnego kocura, który należał do pewnej Cyganki… Tej,
która przed laty przepowiedziała jej „czarne wesele”. Kot wplątał się w sielankę
właśnie mijających godzin i zepsuł dziewczynie nastrój. Do pustego żołądka
dołączył się niepokój w sercu. Lęk przed nadchodzącym dniem, obawa przed
nadchodzącą przyszłością.
W takich okolicznościach postanowiła kupić sobie kapelusz.
Wystroiła się, nie zapominając również o obcięciu paznokci. Lubiła mieć je
krótkie i czyste. Tak jak kobiety z Bocianów wierzyła, że krótko obcięte paznokcie
przynoszą szczęście. Poza tym jej przyjaciółka Balcia Cederbojm, która bardzo
poważnie traktowała kwestię higieny, twierdziła, że krótkie paznokcie dają czło-
wiekowi poczucie dogłębnej fizycznej i duchowej czystości. A Binele zupełnie
się z nią w tym zgadzała.
I tak, całkiem już gotowa do wyjścia, podeszła do słomianego kuferka i wyjęła
z niego kożuszek, okrycie posiadające swoją historię. Dostała go od majstra
z fabryki, jednego z dwóch mężczyzn, którzy zakochali się w niej przed wybuchem
wielkiej wojny. Jeden był jej kusicielem, a drugi – jej aniołem stróżem. Wybrała
trzeciego, Jankewa, który był i tym, i tamtym.
Z kożuszkiem z owczej skóry udała się do lombardu, by go zastawić. Z otrzy-
manymi za ten zastaw pieniędzmi poszła na Piotrkowską, by teraz, po spotkaniu
z panem Fogelszusem, poszukać jakiegoś nakrycia głowy. Działo się tak do chwili,
w której zorientowała się, że daremnie tutaj szuka, więc w końcu wyruszyła
52 z powrotem na Bałuty.