Page 562 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 562

Gospodarz zagryzł czubek wąsa, pochylił się i podniósł kurę. Balcia odebrała
           mu ją z rąk i bohaterska armia trzech zwycięsko uciekła z podwórza.
             Dumne z siebie i z głębokim uczuciem ulgi ruszyły energicznym krokiem
           w kierunku obozu. Szły w ten sposób przez pewien czas. Wyglądało na to, że
           kura nie jest jeszcze gotowa pogodzić się z myślą o wylądowaniu na talerzach
           zwyciężczyń. Ona – ugotowana po łódzku – na talerzach, one, ze ślinką cieknącą
           z ust – wokół stołu. Kura podniosła nową rebelię przeciw uciskającej, to znaczy
           Balci, która mocno przyciskała ją do piersi. Jako przestraszony i nieobiektywny
           obserwator, Miriam, z bezpiecznej odległości, przyglądała się walce Balci z kurą
           i nie przestawała mamrotać:
             – Balciu, kochana, uważaj!
             – Nic się nie bój – zapewniała Balcia. – Trzymam ją mocno.
             Malka wystąpiła z pytaniem:
             – A kto ją zarżnie?
             Balcia poczuła się dotknięta i zmierzyła córkę wzrokiem z góry na dół.
             – Jak to kto? Ja, ma się rozumieć. Nie na darmo przyglądałam się, jak bałucki
           rzeźnik zarzyna kury. A w Stefanowie wystawałam przy chłopie i nawet nie mru-
           gnęłam, gdy zabijał dla nas kurczaki. – Kręciła głową i udawała obrażoną. – Że
           też zadajesz takie pytania, córko. Nikt nie został bohaterem w oczach swojej
           latorośli.
             Dziewczyny przyglądały się Balci z szacunkiem i podziwem. Sama Malka,
           która w dzieciństwie tak chętnie oddawała się nauce, rozwinęła, jak się wyda-
           wało, zgoła nienaukowy stosunek do zabijania zwierząt i została bezwstydnym
           tchórzem.
             Szły dalej. Balcia nie przestawała wadzić się z kurą. Stała się nadzwyczaj
           milcząca, to jest Balcia – nie kura. Co pewien czas zatrzymywała się, wyjmowała
           nóż z kieszeni i kciukiem sprawdzała jego ostrość.
             – Prawdziwy żydowski nóż – zauważyła w zamyśleniu. – Nie takiego potrze-
           bujemy. Łatwiej będzie nim kroić masło niż kurze szyjki. Do tego potrzebujemy
           noża ostrego jak żyletka.
             – Nie można go naostrzyć? – odezwała się Malka z wahaniem, utrzymując
           pewną odległość od matki.
             – Oczywiście, że można – odpowiedziała Balcia i nagle odwróciła się w prze-
           ciwną stronę. – Wracamy do starego Jeke 366 ! – rozkazała kategorycznie. – Każę
           mu naostrzyć nóż. Czego mamy sobie zawracać głowę? Najwyższy czas, żeby
           oni trochę popracowali dla nas.
             Malka i Miriam również się odwróciły i poszły za swoim generałem. W ten
           sposób wróciły na pole bitwy, gdzie stary Niemiec siedział na niskiej ławeczce



           366   Jeke – nazwa Żydów pochodzących z Niemiec, tak łódzcy Żydzi nazywali niemieckich Żydów prze-
    560      siedlonych do łódzkiego getta jesienią 1941 r. m.in. z Berlina, Wiednia, Hamburga czy Frankfurtu.
   557   558   559   560   561   562   563   564   565   566   567