Page 548 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 548
najbardziej naturalną rzeczą na świecie byłoby spotkać teraz tatę albo Marka.
Ilu sił potrzebowałaby na takie spotkanie? A ilu sił wymagałoby objęcie coraz
oczywistszą świadomością niesłychanego wymiaru katastrofy, w której własna
strata, czy nawet strata całego miasta, była zaledwie kroplą w morzu zagłady?
Gdy tylko dostrzegała w oddali mężczyznę o figurze przypominającej znajomą
postać bliskiego, nogi się pod nią załamywały.
Po pewnym czasie zobaczyła parę, która trzymała się za ręce, przechodząc
w pobliżu. Mąż i żona, oboje ubrani w pasy. Blask bólu i radości jaśniał w ich
oczach. Czy to ukochani, którzy dopiero się znaleźli? A może jedna z nowo powsta-
łych par z obozu? Ze wszystkich stron odprowadzały ich zazdrosne spojrzenia.
Oni zaś wyglądali, jakby bali się uroku.
Miriam dodawała Abraszy otuchy w liście i prosiła, żeby był cierpliwy – cho-
ciaż w listach nigdy nie prosił, żeby do niego przyjechała. Z rosnącą urazą nie
przestawała dopytywać, czy wie coś o tacie i Marku. Przecież wie, jak to ważne,
aby miała o nich jakąś informację, zanim wyruszy na poszukiwania. Pytała go
też o Icchoka i Nońka.
Koniec końców listy ocalonych z różnych obozów zaczęły napływać do komitetu.
Miriam i Malka kilka razy dziennie zachodziły do tego okrągłego budynku, który
przez kacetników zwany był Białym Domem albo Pokojem Owalnym, centrum
dipisów całej angielskiej strefy okupacyjnej. Listy przypominały starodawne pi-
sma: długie, zmięte zwoje, porozdzierane i podrapane paznokciami nerwowych
palców, które przebiegały po kolumnach imion i na każdej stronie zostawiały
ciemne odciski niby ślady żałoby.
Palce Miriam kuśtykały wzdłuż arkuszy wyłożonych nazwiskami. Krew ude-
rzała jej w skronie. Zapomniała alfabetu, widziała tylko zamgloną sieć znaków,
kamienie na długim papierowym trotuarze. Każda kolumna nazwisk była kolumną
postaci przybranych w pasy. Każde nazwisko reprezentowało cud uratowanego
życia, które wołało: „Patrz! Jestem! Żyję! Znajdź mnie, bracie, siostro, dziecko,
mężu, żono! Znajdź mnie!”. Ile z tych nazwisk nie wywołało echa w sercu żad-
nego czytelnika? Nazwisko Miriam też znajdowało się na takiej liście i gdzieś
w odległym obozie czekało na tatę, na Marka, na Nońka czy Icchoka. Czy jej
nazwisko wywoła echo?
Malka znalazła Gabiego na jednej z list. Miriam prosiła:
– Sprawdź jeszcze raz i skup się na znalezieniu mojego taty i Marka.
Malka, pijana z radości, wybałuszyła na nią oczy.
– Przecież przed chwilą przejrzałaś listy. Czy przegapiłabyś nazwisko Polin
albo Marka?
Jednak ponownie przeczytała listy. Była uważną czytelniczką. Tu i tam znajdowała
nazwiska znajomych. Podnosiła radosne „O!”, które powtarzały Balcia i Miriam.
Dobrze, że ci ludzie przeżyli. Miriam stała obok i wodziła wzrokiem za palcem
Malki, wzrokiem tak zamglonym, że nie widziała więcej jak pajęczynę atramentu.
546