Page 546 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 546

do czegoś? Czy życie dla siebie samego, egzystencja dla egzystencji, naprawdę
           wystarczy?

             Kilka dni później odbyły podobną rozmowę. Tym razem odbywała się w pokoju
           Sorki. Przy tej okazji Miriam ucieszyła się nową bluzką. Jedna ze współlokatorek
           Sorki otrzymała dwie bluzki w prezencie od swojego angielskiego chłopca i jedną
           oddała Sorce. Bluzka okazała się za duża na Sorkę, a ta nie miała głowy, by ją
           poprawiać. Wciąż pracowała jako pomoc pielęgniarska w lazarecie. Sorka, jak
           było to w jej zwyczaju, zadarła nos i oświadczyła:
             – Ja i tak wolę nosić pasiaste ubrania. Jestem z nich nawet dumna.
             – Dumna z czego? – zapytała Miriam.
             – Dumna z bycia Żydówką, dumna z bycia ofiarą, a nie sprawcą.
             Bluzka na Malkę też nie pasowała. Była na nią za wąska i za krótka w rę-
           kawach. Ale na Miriam pasowała jak ulał. Nie dawała się długo prosić, przyjęła
           prezent. Bluzka zrobiona została z materiału zwanego nylonem, cienkiego jak
           jedwab. Wyglądała, jakby uszyta została według najnowszej mody i w ogóle była
           piękna.

             Wystrojona w płaszcz z koca i nową bluzkę, Miriam udała się do komitetu,
           gdzie chadzała prawie codziennie, aby sprawdzić, czy przyszedł list od Abraszy
           i czy wywieszono już listy ocalałych ze wszystkich obozów. List jeszcze nie było.
           Jednak wręczono jej kopertę ze stemplem szpitala Abraszy.
             Był to list z sekretariatu szpitala. Napisany po niemiecku, wypełniały go termi-
           ny medyczne i techniczne, gdzie najczęściej powtarzało się słowo: paraliż. Dużo
           było mowy o systemie nerwowym Abraszy, co wyprowadziło ją jeszcze bardziej
           z równowagi. Sekretarka ze swojej strony dopisała, że szpital w Birnau nie jest
           odpowiednio wyposażony, aby efektywnie zająć się przypadkiem Abraszy, czy
           też by czynić prognozy na przyszłość.
             Znowu dopadła Miriam chęć, by już tego nie odkładać, ale od razu wyruszyć
           w drogę i zobaczyć się z Abraszą. Pociągi pasażerskie jeszcze nie jeździły, a lewa
           noga odrętwiała jej z powodu nadmiernego wysiłku. Postanowiła poczekać
           przynajmniej do przybycia Gabiego. Zapewne lada dzień się pojawi, chociaż nie
           było od niego informacji. Tak, wszystko, czego chciała, to zobaczyć się najpierw
           z Gabim. On przyniesie ze sobą prawdę.
             Nocą przyśnił jej się Abrasza. Wciąż miał w oczach odrobinę blasku, który
           zwykł się w nich kryć. „Jestem zmęczony” – powiedział jej. „Ale cieszę się, że
           dokończyłem pracę”. Widziała go przed chatą, w której mieszkał w getcie. Chata
           stała na brzegu głębokiego rowu i zawalała się. Trzymał Taniec życia zarzucony
           na ramię. Złapał ją za rękę. „Chodź, pójdźmy stąd, zanim rów połknie i nas”.
             We śnie Miriam wskazała na rzeźbę i zapytała: „Przeżyła?”.
             „Tak” – odpowiedział Abrasza. – „Została skazana na życie”.
    544
   541   542   543   544   545   546   547   548   549   550   551