Page 539 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 539

pachą. Szedł obok i próbował stawić czoło wyzwaniu pogawędki. Pomagała mu
             jak tylko potrafiła – gestykulowała, machała rękami, robiła miny, śmiała się –
             i stopniowo zyskiwali na pewności. Przyspieszyli kroku, maszerowali, prawie biegli
             przed siebie, aż pakunek nieomal wypadł jej z rąk. James, jak na gentelmana
             przystało, wziął go od niej. Z paczką pod pachą na palcach obu rąk pokazywał,
             że ma dwadzieścia siedem lat, a ona mu w ten sam sposób pokazała, że ma
             dwadzieścia jeden. Potem powiedział, że był w Normandii w D-Day, na co z dumą
             odpowiedziała: „Ej, socjalista”. Nie żeby to miało jakikolwiek związek z D-Day,
             ale ponieważ „socjalista” jest słowem cudownie internacjonalistycznym, łatwo
             popychało rozmowę naprzód.
                Jamesowi spodobało się to słowo. Z jego ust wydobyło się niskim, gęstym
             dźwiękiem, jako socialist. Powiedział jej, że należał do Partii Pracy i zapytał ją,
             co sądzi o Polish question.
                Wiedziała, co ma na myśli jako Polish question, ale on z pewnością nie pojął-
             by, że to zbyt skomplikowane pytanie dla takiego człowieka jak ona, i jak bardzo
             niewykonalnym było wyrażenie uczuć na ten temat, nawet gdyby posiadała z nim
             wspólny język. Jakże miała mu wyjaśnić, jak osobiście, intymnie ta question ją
             dotyka, i jak jest bolesna? Zamilkła. Kilka razy powiedział „uhm…” i przełknął
             to, co chciał powiedzieć. I w ten sposób zawrócili. Odprowadził ją do wejścia do
             baraku i podał prezenty, za które ponownie mu podziękowała. I pożegnali się.

                W pokoju nikogo nie było. Na stole leżał list – od Abraszy, dyktowany, pisany
             przez pielęgniarkę. Niewiele różnił się od poprzednich. Aż bolało serce. Co się
             z nim stało? Jego listy były zupełnie pozbawione jej Abraszy. I jaka jest przyczyna
             jego choroby, dlaczego to ukrywa? Pocieszała się, że już niedługo wszystkiego
             się dowie. Wkrótce wyruszy w podróż, podejmie się poszukiwań. Pierwszym
             przystankiem będzie szpital w Birnau, żeby ujrzeć Abraszę.
                Zastanawiała się, czy pielęgniarka celowo unika słowa „paraliż”, aby przestra-
             szyć ją, Miriam, bez wiedzy Abraszy. Miriam od długiego czasu podejrzewała ją
             o taki numer. Być może pisała, na co miała ochotę. Miriam zastanawiała się, czy
             ktokolwiek badał rolę pielęgniarki w czasie wojny. Może była nazistką? Dlaczego
             się nie podpisywała, by można było poznać jej nazwisko? Skąd ta tajemnica,
             skoro jej przeszłości nie spowija mrok? A bezradny Abrasza znajduje się w rękach
             tej nienawistnej kobiety!
                Nie potrafiła za żadne skarby pojąć, dlaczego Abrasza tak uparcie nie wspo-
             mina Jankewa, czy Marka, czy Gabiego, czy Icchoka. Może go z nimi rozdzielono
             i nic o nich nie wie? Mógł jej to przecież napisać wprost, podać datę i miejsce
             ich rozstania. Dlaczego jest wobec niej tak brutalny? Postanowiła ponow-
             nie napisać do szpitala w Birnau, chociaż zdążyła już wysłać dwa listy, a nie
             dostała odpowiedzi. Może powinna, nie bacząc na nic, podnieść się i ruszyć
             w drogę. Ale co się stanie, jeśli tata albo Marek przybędą do obozu jej szukać,
             lecz jej nie znajdą?                                                 537
   534   535   536   537   538   539   540   541   542   543   544