Page 535 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 535

szerszy robił się uśmiech żołnierza. Sam zaczynał emanować entuzjazmem, gdy
             zdołał wyłapać właściwe angielskie słowo wychodzące z ust sąsiada.
                Ale podczas numerów tanecznych Mendel przestał szeptać do ucha żołnierza.
             Teraz tłumacz nie był potrzebny. Żołnierz najwyraźniej cieszył się z tego powodu
             i uśmiechał się jeszcze szerzej w kierunku sceny, ukontentowany swoją mądrością.
             Gdy Miriam skończyła tańczyć solowy numer, żołnierz wybuchł aplauzem i tak
             głośno krzyczał „Brawo!”, że zwróciła na niego uwagę cała widownia. Zawstydził
             się, ponownie zamilkł i zesztywniał.

                Po przedstawieniu rozbawiony tłum powoli przesuwał się do wyjścia. Mendel
             i śmieszny Anglik szli naprzód ramię w ramię, wciśnięci w tłum. Kontynuowali
             rozmowę. Anglik przemawiał tak zaawansowaną angielszczyzną, tak specyficz-
             nym akcentem, że Mendel miał okazję przekonać się, iż jego własna znajomość
             języka nie jest tak doskonała, jak mu się wydawało.
                Mimo to Mendel, prąc naprzód, odezwał się do towarzysza:
                – I was in Auschwitz and Mauthausen-katzet… – I zapamiętale, z zapałem
             oraz wielkim wysiłkiem, jął opowiadać o swoich przeżyciach.
                Wiatr nieco przycichł i już nie padało. Wyszedłszy przed namiot teatru, Mendel
             chwycił Anglika za ramię i nie przerywając przemowy, przytrzymał go, aż Balcia
             i Malka pojawiły się obok. Po nich przyszła Miriam. Miała jeszcze makijaż na
             twarzy. Szminka i węgiel rozsmarowane były po policzkach. Wciąż nosiła chasydzki
             kostium. Zarówno żołnierz, jak i Miriam wyglądali na zaskoczonych.
                – Very good… – Żołnierz skinął głową w jej kierunku.
                Komplement zdumiał ją jeszcze bardziej. Tego wieczora przekonała się osta-
             tecznie, że nie zostanie tancerką. Skinęła w odpowiedzi:
                – Very bad. – I ona zdołała nauczyć się już garści angielskich słów.
                Pozostawała pod wrażeniem tego, co wydarzyło się tego wieczora. Niezdar-
             ność jej wykonania bolała. Lecz jednocześnie podnosiła ją na duchu atmosfera
             panująca zarówno za kulisami, jak i na widowni. Ta atmosfera potwierdzała, że
             najważniejszy w tym momencie był fakt przeżycia, fakt duchowej odnowy.
                Anglik przyglądał się trzem kobietom i Mendlowi i jakoś nie miał ochoty odejść.
             Balcia i Malka zaczęły iść w kierunku Bloku 88, a Mendel szedł z tyłu, pomiędzy
             nimi i żołnierzem, który towarzyszył Miriam. Miriam uśmiechała się do żołnierza
             miło. Chciała mu się dobrze przyjrzeć. Należał do innego świata. Był pierwszym
             mężczyzną, pierwszym „obcokrajowcem” z armii alianckich, którego spotkała.
             Jednym z wyzwolicieli Bergen-Belsen!
                – Deutschland kaputt – powiedziała do niego i roześmiała się.
                Energicznie potrząsnął głową i zaśmiał się wraz z nią. Coś mówił, lecz niczego
             nie zrozumiała. Jego szczera, uśmiechnięta twarz wydawała się zachowywać na
             policzkach ślad dziecięcej krągłości. Opromieniała ją psotna iskra jego szaro-
             błękitnych oczu. Miał też urocze, jasne jak len wąsiki, pasujące do jego małego,
             dziecinnego noska oraz kształtu pięknie wyciętej górnej wargi. Jego język był   533
   530   531   532   533   534   535   536   537   538   539   540