Page 518 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 518
odchodzą od rzeźby, zbliżam się do niej, żując makowe ciastko. Do podstawy
figury przymocowana jest mała karteczka, na której czytam: Taniec życia, a pod
tym dopisek: „Nie na sprzedaż”.
Marek podchodzi i przygląda się w milczeniu Tańcowi życia, który nie jest na
sprzedaż. Zostawiam go tam samego, oddalając się ukradkiem. Biorę jeszcze
jedno ciastko i udaję, że oglądam inne rzeźby, które znam tak dobrze i pamiętam
wszystkie fazy ich powstawania. Z oddali obserwuję ugniecioną z gliny i odlaną
w brązie Miriam – i żywego Marka. Mam uczucie, jak gdybym patrzyła na nas
oboje z zewnątrz, jak trzecia osoba. „Taniec mojego życia dedykowany jest tobie”
– mówię w sercu do Marka.
Marek podchodzi do mnie i kładzie dłoń na moim ramieniu.
– Taniec mojego życia nazywa się Miriam – szepcze mi do ucha.
– Już zaczynasz błaznować? – Udaję, że złoszczę się na niego.
Uderza się pięścią w pierś.
– Przysięgam, że nie powiem więcej ani słowa.
Prowadzę go do Ciebie, Abraszo. Witacie się przyjaznym, lecz zimnym, jak mi
się zdaje, uściskiem dłoni. Przedstawiasz Marka swojemu koledze Marianowi
Szewczykowi. Marek gratuluje Ci głośno tymi samymi banalnymi superlatywami,
którymi obrzucały Cię wcześniej rozmawiające z Tobą damy. Ani słowem nie
wspomina o Tańcu życia. Elegancka panna Celina Wróbel, którą spotkaliśmy
z Tobą na ulicy, stoi obok i przysłuchuje się uważnie komentarzom Marka, jak
gdyby były pochwałami pod jej adresem. Przytakuje głową jego słowom z taką
dumą, jakby cała wystawa była wyłącznie jej własnym osiągnięciem. Poka-
zuje mi i Markowi – zwłaszcza Markowi – plik wycinków z gazet z recenzjami
wystawy.
– Nasz Abrasza podbił Łódź szturmem!
Panna Wróbel jest popularną piosenkarką i niemały to zaszczyt dla takiej
smarkuli jak ja, by znać się z nią osobiście. Jednak ona irytuje mnie do granic
wytrzymałości. Myślę sobie, że ta kobieta z pewnością należy do tego rodzaju
ludzi, którzy uważają się za godnych uznania współtwórców sukcesu swoich
przyjaciół, lecz umywają ręce, kiedy ich przyjaciele ponoszą porażkę. Ignoruję
ją i zwracam się do Ciebie:
– Twoja mansarda będzie wyglądała pustawo – mówię. – Będzie mi brako-
wało sprzedanych rzeźb.
– Sprzedalibyśmy więcej – wtrąca się panna Wróbel – gdyby czasy były
bardziej sprzyjające.
Czarnowłosa dama wystrojona w czarny kostium i czarny kapelusz z szerokim
rondem przeciska się przez tłum w naszym kierunku. Przysuwasz się bliżej mnie,
bierzesz mnie pod ramię i rzuciwszy szybkie spojrzenie na damę, szepczesz mi
do ucha:
– Ratuj mnie przed nią! – po czym zaczynasz przepychać się ze mną w prze-
516 ciwnym kierunku.