Page 510 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 510

cię kochałam. Miałeś rację. To była duchowa pozostałość po gimnazjalistce,
           która wzbraniała się zniknąć i czepiała się wyidealizowanego obrazu mężczy-
           zny, który nie istnieje. Jednak to już minęło. Oczywiście zawsze będę darzyć cię
           sentymentem, podobnie jak żywię sentyment do mojej młodości.
             Jankew dopija jednym haustem resztkę herbaty ze szklanki, jak gdyby był to
           kieliszek wódki. Wstaje, wypisuje rachunek i kładzie go na stoliku, po czym bierze
           swoją pustą szklankę i czując, jak uginają się pod nim kolana, kroczy w kierunku
           kuchni. Nie wychodzi stamtąd, dopóki nie upewnia się, że Pola odeszła.
             W drodze z pracy do domu czuje się zmęczony i stary, trochę jakby przeżywał
           żałobę po swojej fizycznej męskości. Zasadniczo jednak mało co go to porusza.
           Tak naprawdę gnębi go jedynie przeszywający strach przed utratą przyjaźni z Abra-
           szą. Zanim wraca do domu, wpada jeszcze do Zalmana Fidlera i proponuje mu,
           żeby w najbliższym wydaniu „Bezem” ponownie wydrukował parę wierszy Wierki.

                                           *

             Życie biegnie znowu starym, zwykłym torem. Mama już zupełnie wyzdrowia-
           ła i jest podporą naszego świata. Mogę sobie więc pozwolić na oddawanie się
           fantazjom o Marku.
             Tego dnia, kiedy wchodzę do lustrzanej sali w szkole tańca, madame Felicja
           podchodzi do mnie krokiem baletnicy, przy którym jej kościste ciało kołysze się,
           jakby poruszała nim lekka bryza. Wita mnie królewskim, łaskawym skinieniem
           głowy i prowadzi do swojego studia. Podnosi lornion 342  do oczu, bierze ze stołu list
           i czyta go na głos doskonałym francuskim z tak wyraźnym rosyjskim akcentem, że
           nawet słów alet i dansez nie jestem w stanie zrozumieć. Madame Felicja podnosi
           głowę i ukazuje mi promieniejącą twarz natchnionej westalki, której życzenia
           bogowie zechcieli spełnić. Wyjaśnia mi, że Akademia Tańca w Paryżu zdaje się
           całkowicie na opinię madame Felicji dotyczącą jej ulubionych i najzdolniejszych
           tancerek i jest gotowa przyjąć mademoiselle Miriam Polin pod warunkiem, że
           mademoiselle Polin zda egzaminy wstępne i wszystkie prawne oraz finansowe
           kwestie zostaną załatwione w sposób satysfakcjonujący dla dyrekcji.
             – Postanowiłam, moje dziecko, zwołać konferencję z twoimi rodzicami oraz
           z panną Jedwab i szarmanckim panem Wilnerem, którzy wykazują tak ogromne
           zainteresowanie twoją artystyczną karierą – mówi madame Felicja, bawiąc się
           palcami długą rączką lornionu.
             Wpadam w panikę. No i doigrałam się! Będę musiała porzucić moje obecne
           życie, opuścić dom. Co stanie się z moją namiętnością do Marka?
             – Bardzo dziękuję, madame. – Kłaniam się i powoli, trochę roztrzęsiona,
           ruszam w stronę drzwi.


    508    342   Lornion (franc.) ‒ binokle na długiej rączce.
   505   506   507   508   509   510   511   512   513   514   515