Page 494 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 494
Z powodu zmęczenia i z ciekawości, którą wzbudza we mnie dziwny chłopak,
rezygnuję z przedostatniego tańca. Podchodzę i siadam obok niego na ławce.
– Dlaczego nie tańczysz? – pytam go, chociaż to nie moja sprawa. Oczekuję,
że odpowie na moje pytanie, lecz on rumieni się tylko lekko i wzrusza ramionami.
– Nie potrafisz czy nie chcesz tańczyć? – dopytuję się nietaktownie. Najwyraźniej
pycha, w którą popadłam z racji mojego pięknego wyglądu, uderzyła mi do głowy.
– I to, i to – odpowiada krótko.
– Wybacz, to wprawdzie nie moja sprawa, lecz jeśli tak, to dlaczego tu przy-
szedłeś? – Wciąż nie mam zamiaru zrezygnować z wypytywania go.
– Przyszedłem, żeby tu być – odpowiada, uśmiechając się krzywo i odwraca
ode mnie wzrok.
Dziwi mnie, że odpowiada mi tak spokojnie, choć lakonicznie, na moje zuchwa-
łe pytania. Dlaczego jestem tak nietaktowna i robię z siebie głupią? Oczywiste
jest przecież, że on nie ma najmniejszej ochoty wdawać się w rozmowę ze mną.
W końcu wstaję, zdecydowana zostawić go w spokoju i nie chcąc stracić ostat-
niego tańca. Wtedy on skacze na równe nogi i łapie mnie za rękę.
– Chodź, zatańczmy! – woła tonem samobójcy, który gotów jest skoczyć
z mostu. Dopiero teraz dostrzegam, jaki jest wysoki.
Jest okropnym tancerzem, ale ma dobre wyczucie rytmu i to pomaga mu nie
deptać mi co chwilę po palcach. Zaczynamy improwizować, wykonując przeróżne
dziwne ruchy, zamiast tańczyć zgodnie z regułami tańca. W jakiś sposób nasze
ciała zaczynają harmonizować ze sobą, jak gdyby przyzwyczajone były do wspól-
nego wykonywania dziwacznych gestów.
– Jeśli koniecznie chcesz wiedzieć, dlaczego nie zaprosiłem cię wcześniej
do tańca – woła, gdy wykonujemy szybki obrót – to racz rzucić okiem pod moje
lewe ramię. – Nie orientuję się, które jego ramię jest lewe i patrzę w dół pod
prawe. On zdejmuje lewą rękę z mojej talii i podnosi.
– Masz rozdartą marynarkę! – Chichoczę.
– Rozdarła się, kiedy ją zakładałem – wyjaśnia. – Zszywałem ją już tysiąc
razy, ale się nie trzyma. Rozrywa się, jakby specjalnie chciała wprawić mnie
w zakłopotanie.
– Chcesz powiedzieć, że sam reperujesz swoją marynarkę?
W przypadku takiego poważnego rozdarcia moja mama zreperowałaby ubra-
nie dla mnie. Moje umiejętności w tej dziedzinie ograniczają się do przyszycia
guzika czy przymocowania czystego, białego kołnierza do czarnego, szkolnego
mundurka, ewentualnie zacerowania sobie pończoch. Mama nie ufa mi też,
gdy chodzi o reperowanie mojego drogiego trykotu czy baletek, które muszą
wytrzymać tak długo, jak to tylko możliwe. Przedmiot „gospodarstwo domowe”,
który nauczany jest w gimnazjum, jest moją największą udręką. Zdaje się, że
urodziłam się z dwiema lewymi rękami.
– A kto miałby to za mnie zrobić? – pyta chłopak. – Jestem sam w Łodzi.
492 Przyjechałem tu z Ogrodowa, żeby zrobić maturę. Mieszkam zakwaterowany