Page 490 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 490
– Oczywiście. Ale wiesz, co ci powiem? Wątpię w wartość ich sztuki. Mogą być
wybitnie uzdolnionymi fachowcami, genialnymi oszustami, ale nic więcej. Wciąż
wierzę, że prawdziwa sztuka jest najwyższym wyrazem miłości do człowieka
i życia. Kocham Mariana Szewczyka jak brata i rozumiem się z nim lepiej niż
z moim rodzonym bratem. Kiedy razem z bratem mieszkaliśmy w domu naszego
wuja w Krakowie, mój brat uczył się, by zostać rabinem, a ja chodziłem do Aka-
demii Sztuk Pięknych. Wszyscy moi koledzy z akademii byli Polakami i czułem
się między nimi lepiej niż w domu mojego wuja. W domenie sztuki nie ma Żydów
i nie-Żydów, tak samo jak nie ma Żydów i nie-Żydów w dziedzinie miłości. Artyści
i zakochani należą do jednego, własnego gatunku.
– A co z Ryszardem Wagnerem? Czy nie był on wielkim artystą i zagorzałym
antysemitą?
– Tak, wciąż głosi się peany na jego cześć. Nie jestem ekspertem w dziedzinie
muzyki, ale w jego apoteozie miłości słyszę szofary śmierci. Osobiście mogę się
obejść bez niego i takich jak on. Tak zwanym miłośnikom sztuki łatwo przychodzi
oddzielić człowieka od jego dzieła. Jednak człowiek i jego dzieło są jednym. Artysta
oddaje w swoim dziele całe swoje „ja”. Jeśli nie, to nie jest to dzieło, o którym
warto mówić. Współcześni spece głoszą, że funkcją sztuki jest osiągnięcie sfer,
które są poza i ponad moralnością. Ja uważam, że sztuka w swojej istocie jest
moralna. Jest czymś najlepszym, co człowiek jest w stanie stworzyć, by dać
radość i możliwość oczyszczenia się swoim bliźnim. Nie jestem nowoczesny.
Nie obchodzi mnie, że artysta dwudziestego wieku posiada inne kryteria. Nigdy
nie dystansowałem się tak od Wagnera, jak robię to dziś. Jeśli może on służyć
za inspirację Hitlerowi, to niech idzie do diabła razem ze swoim arcydziełem.
Innego dnia, kiedy przychodzę do Ciebie, natykam się niespodziewanie na
inną kompanię – Twój pokój pełen jest młodych żydowskich chłopców i dziewcząt.
Domyślam się, że jest to towarzystwo z hachszore, z którym jesteś związany.
Wspierasz ich nie tylko finansowo, lecz pomagasz im również w otrzymaniu
certyfikatów imigracyjnych potrzebnych do wyjazdu do Palestyny. Witasz mnie
z zimnym, niewyraźnym uśmiechem na twarzy.
– Jestem zajęty – szepczesz mi na ucho. – Przyjdź jutro.
Obiecuję sobie, że już nigdy do Ciebie nie przyjdę. Myślę, że wszystko między
nami skończone, jednak tak nie jest. Parę dni później czekasz na mnie przed
szkołą tańca i przepraszasz mnie. Udaję, że Cię nie słyszę. Przyglądasz mi się
chłodnym wzrokiem nauczyciela, wzrokiem, którego nie mogę znieść.
– Omawiałem z nimi tajne sprawy – mówisz. – Mogę ci tylko jedno powiedzieć
i może pomoże ci to zrozumieć, dlaczego chcę trzymać cię od tego z daleka.
Grupa żydowskiej młodzieży będąca w drodze do Palestyny została oszukana
i obrabowana. Statek, którym mieli popłynąć, był blefem. Teraz utknęli gdzieś
nad Morzem Śródziemnym i pomoc można dostarczyć im tylko nielegalnymi
drogami. Nie chcę, żebyś miała z tym coś wspólnego. Teraz wiesz już więcej, niż
488 powinienem był ci powiedzieć.