Page 489 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 489

– Dlaczego tak uważasz?
                – Moje życie jest dla ciebie otwartą księgą, ale nie twoje dla mnie.
                – Przyjaźń nie wyklucza prawa człowieka do posiadania prywatnego kącika
             w sercu. Ja też nie chcę cię pozbawić tego prawa.
                – Dobrze, niech każdy z nas ma swój prywatny kącik. – Przygryzam wargi
             i wiem, że będzie mnie pożerała zazdrość.
                – Czego oczekiwałaś? – pytasz ze złością i zaczynasz kroczyć po pokoju. – Nie
             jesteś tak naiwna, Miriam, by nie wiedzieć, że między nami nie może być żadnej
             innej relacji niż ta, którą mamy. Jak drogie nasze wspólne spędzanie czasu by dla
             mnie nie było, nie może mnie to w pełni zadowolić. I ja też nie mogę zaspokoić
             wszystkich twoich potrzeb i życzeń. Oto jak daleko jestem gotów posunąć się
             w szczerości wobec ciebie. Fakt, że znalazłaś ten szal… – Wyciągasz go z kieszeni
             i machasz nim w powietrzu. Widok jedwabnej, bladej zieleni sprawia mi wielki ból.
             Jest to piękny szal i zapach perfum, który rozsiewa, jest oszałamiający. Ten szal
             jest naocznym świadkiem sceny rozgrywającej się między nami. Wskazujesz na
             niego podbródkiem. – Ten szal nie ma żadnego znaczenia. Potwierdza jedynie
             to, o czym już dawno wiedziałaś.
                – A to, że znalazłam go tutaj, w miejscu, które miało być moim pokojem,
             też nie ma żadnego znaczenia? – Serce o mało nie pęka mi z żalu, który mnie
             nagle ogarnia.
                – Jeśli to sprawia, że czujesz się tak źle, to wybacz mi. Już nigdy nikogo nie
             wprowadzę do tego pokoju. A teraz chodź. – Wyciągasz do mnie rękę i pomagasz
             mi wstać. – Szkoda tracić czas bez powodu.
                Obiektywnie rzecz biorąc, masz rację. Jednak nie mogę zdusić w sobie zatru-
             wającego mą duszę uczucia, które mnie ogarnia. Tego dnia nie tańczę w moim
             pokoju i przez parę kolejnych dni nie przychodzę do Ciebie. Jednak ciągnie mnie
             bardzo zarówno do Ciebie, jak i do mojego „strychu”, i w końcu pewnego razu po
             szkole tańca wspinam się znowu po schodach do Twojej mansardy.
                Jednego dnia, kiedy wdrapuję się po schodach do Twojego mieszkania, słyszę
             śpiew dochodzący z drugiej strony drzwi. Kiedy wchodzę do środka, napotykam
             tłum ludzi, którzy śpiewają, piją, śmieją się i rozmawiają głośno. To Twoi koledzy,
             między którymi są też Polacy. Znam ich wszystkich. Są to jedyni Polacy, jakich
             kiedykolwiek spotkałam prywatnie. Podziwiam, jak dobrze i swojsko czujesz się
             między nimi wszystkimi. Następnego dnia wspominam Ci o tym.
                – Dziwi mnie, że tak swobodnie czujesz się między nimi – zauważam.
                – Moja mamka była chłopką – wyjaśniasz mi. – Dorastałem razem z jej
             dziećmi. Dlatego rzadko myślę o polskości moich przyjaciół.
                – A czy oni nie myślą o twojej żydowskości?
                – Pewnie tak. Ale nie wydaje się, żeby im to przeszkadzało.
                – Nie podejrzewasz, że część z nich jest antysemitami?
                – Zwalczam to w sobie. Nie mam na to żadnych dowodów.
                – Jednak niektórzy artyści są antysemitami.                       487
   484   485   486   487   488   489   490   491   492   493   494