Page 488 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 488

Mój taniec przyjmuje nowy styl. Od czasu do czasu proszę Cię, żebyś mi
           najpierw przeczytał jakiś wiersz, a potem interpretuję go, tańcząc do rytmu
           recytacji. Ty komentujesz moje ruchy i odnosisz się do mnie, jak rzeźbiarz do
           modelki. Wskazujesz mi, jak mam skorygować linię ciała, pozycję głowy lub
           kierunek dłoni i palców. Uczysz mnie.
             – Drugorzędny pisarz – mówisz – używa bardzo kwiecistego, bogatego języka.
           Prawdziwie wielki pisarz natomiast powraca do eleganckiej prostoty. Ta prawda
           dotyczy każdego artysty.
             Przysłuchuję Ci się uważnie. Zauważasz najmniejszą niedoskonałość w płyn-
           ności mojego ruchu, w linii mojego ciała. Odczytujesz każdy mój gest, jak gdyby
           składał się ze słów i fraz.
             – Rilke jest mistrzem w układaniu najtrafniej dobranych słów w najlepszej
           kolejności – mówisz do mnie. – Dąży do perfekcji, znajdując najlepsze formy
           wyrazu uwzględniające to, co minęło, oraz to, co nadchodzi. – Z takimi oto sło-
           wami wracasz do swojego pokoju, do stojaka rzeźbiarskiego, sam zainspirowany
           chwilami, które oboje dopiero co razem spędziliśmy.
             Pewnego razu, gdy przychodzę do Ciebie i przekraczam próg mojego „stry-
           chu”, mam wrażenie, że znowu przyniosłeś mi kwiaty. Powietrze w pokoju
           przesiąknięte jest delikatnym zapachem perfum, jednak nie znajduję w nim
           żadnych kwiatów. Zamiast nich zauważam porzucony niedbale na parapecie
           seledynowy szal. Nie należy do mnie i jest mocno naperfumowany. Nie mogę
           nic więcej zrobić w tym pokoju. Czuję się obrabowana z prywatności, gorzej –
           świętość tego miejsca została sprofanowana. Moje intymne chwile spędzone
           z Tobą i podarowanie Ci wszystkich ukrytych skarbów mojej duszy tracą zna-
           czenie. Kiedyś, kiedy znajdowałam ślady kobiet w Twoim pokoju, godziłam się
           z tym. Jednak teraz znalezienie tego seledynowego szala w tym pokoju, w któ-
           rym czuję się tak bardzo swojsko i w harmonii z Tobą, oznacza coś zupełnie
           innego.
             Przez otwarte drzwi obserwujesz mnie – jak trzymając szal w ręce, siadam
           na podłodze i opieram się o ścianę. Głupawy, niewyraźny uśmiech igra na Two-
           ich wargach. Może czujesz się zakłopotany tym, że znalazłam ten szal; tym, że
           sprofanowałam Twoje własne intymne chwile? Staje się dla mnie jasne, iż nic
           o Tobie nie wiem, a nawet jeśli odrobinę wiem, to nie ma sensu wmawiać sobie,
           że Cię znam. Jestem pewna, że to, co przede mną ukrywasz, jest samą esencją
           Ciebie, ponieważ niczego innego nie opłaca się zatajać. Rozumiem, iż w ciągu
           tego całego czasu byłeś raczej moim nauczycielem niż przyjacielem, i że nie
           będę więcej w stanie tańczyć mojego Tańca na strychu w tym pokoju. Czuję się
           oszukana i wewnętrznie pusta.
             Wchodzisz do pokoju, podnosisz z podłogi seledynowy szal i wpychasz go do
           kieszeni. Unoszę głowę.
             – Właśnie zrozumiałam, Abraszo – odzywam się – że jesteś moim nauczy-
    486    cielem, lecz nie przyjacielem.
   483   484   485   486   487   488   489   490   491   492   493