Page 484 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 484
*
Przeprowadzasz się do nowej mansardy pod dachem fabryki tekstylnej. Jest
to przestronne, perfekcyjne atelier. Malujesz ściany i zabraniasz mi pojawić się
u Ciebie, dopóki mnie sam nie zaprosisz. Jednak kiedy to w końcu następuje,
nie mogę przyjść, ponieważ w gimnazjum rozpoczynają się egzaminy.
W końcu nie mogę się powstrzymać i biegnę spotkać się z Tobą. Kiedy prze-
kraczam próg Twojego nowego mieszkania, od razu zauważam różnicę między nim
a Twoim wcześniejszym lokum. Olśniewa mnie jasność i świeżość pomalowanych
ścian. Świat figur, które stworzyłeś, jawi mi się teraz w wyrazistej grze światła i cieni.
Zdaje mi się, iż Twoje rzeźby, zarówno te ukończone, jak i nieukończone, ożyły, i że ich
świeży oddech przemienia atmosferę całego pomieszczenia, tworząc z niego własny,
pozaziemski świat. Milczenie brązów, odlewów gipsowych i makiet poprzetykane
jest dźwiękami muzyki Twojej duszy, Abraszo, i wyczuwam jej wielotonową głębię.
Duże, fabryczne okna podzielone są na niewielkie kwadratowe szybki. Przed jednym
z nich stoi skąpana w słonecznym świetle ukończona, odlana w brązie rzeźba – Taniec
życia. Nieopodal na parapecie bierze słoneczną kąpiel Dalila i również wygląda przy
tym niczym posąg. Zachwycony moim widokiem Samson skacze na tylnych łapach,
przednimi drapiąc mnie po łydkach. Ty, Twój kot i Twój pies również należycie do świata
Twoich rzeźb. Widzę was w nowym, ostrym świetle. I siebie samą też.
Zauważam zamknięte drzwi i pytam, dokąd prowadzą. Powoli zapalasz fajkę,
po czym odpychasz Samsona, bierzesz mnie za rękę, podprowadzasz do nich
i otwierasz. Widzę pusty, czysty, pomalowany na biało pokój, z dużym lustrem na
jednej ze ścian. Podłoga w nim jest z jasnego drewna, z niepomalowanych, ale
pokrytych lakierem desek, a pośrodku niej rozciąga się niczym dywan prostokąt
słonecznego światła. W kącie pokoju stoi mały, kaflowy piec.
– Wspaniały! – wołam. – Kupimy ci nowe łóżko i urządzimy tu elegancką
sypialnię. Co ty na to, Abraszo?
Poważny i przejęty ściskasz mocno moją dłoń.
– Ten pokój jest dla ciebie – mówisz. – Skarżyłaś się, że tęsknisz za twoim
tańcem na strychu, więc to będzie twój strych. Czy chcesz, żebym rozciągnął tu
sznur, by można było powiesić mokre prześcieradła i bieliznę do wysuszenia?
Rozwieram szeroko oczy.
– Nie drwij sobie ze mnie. – Coś dławi mnie w gardle.
Opierasz się o framugę drzwi, pykasz fajkę i przypatrujesz się mi.
– Ten pokój jest twój – powtarzasz z fajką w ustach rozciągniętych w dziwnym
uśmiechu. – Możesz tu przychodzić, kiedy tylko masz ochotę. Przysięgam, że
nie będę ci przeszkadzał. Proponuję jednak, żeby pozostało to naszą tajemnicą.
Siadam na podłodze, opieram się o ścianę i patrzę na ten pusty, fantastyczny
pokój – mój własny. Przyglądasz mi się i pozwalasz mi tam siedzieć, nie mówiąc
więcej ani słowa. W końcu skaczę na równe nogi, wypycham Cię z pokoju i zamy-
482 kam Ci drzwi przed nosem. Zdejmuję buty oraz pończochy i zaczynam wędrować