Page 483 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 483

Przestajesz krzątać się przy stojaku rzeźbiarskim oraz glinie i wyjmujesz blok
             rysunkowy z kartonowej teki, która stoi oparta o ścianę.
                – Zdejmij kitel! – nakazujesz mi, zanim zdążę go do końca zapiąć. – I spa-
             ceruj po pokoju, jak robiłaś to wcześniej. Rób co chcesz, tylko nie przeszkadzaj
             mi. – Robię, jak kazałeś. Nerwowo, pośpiesznie zapełniasz arkusze papieru,
             jeden po drugim. – Jesteśmy na dobrej drodze! – oznajmiasz mi w końcu. –
             Przystąpiliśmy do dzieła!
                W ten sposób spędzamy w twojej mansardzie wiele mroźnych, zimowych
             wieczorów. Szyby okien są srebrno-białe, a okno w suficie wygląda niczym biała
             chupa ponad naszymi głowami. W piecu trzeszczy żywo ogień. Tytoń z Twojej
             fajki tli się w popielniczce, aż wygasa w nim ostatnia iskra. Samson i Dalila
             drzemią spokojnie. Moje ciało jest rozluźnione i odprężone, gdy poruszam się
             po pokoju, skracając czas lekkimi rozmowami z Tobą lub oddając się mglistym
             marzeniom. W końcu uprzątam kącik między łóżkiem a ścianą, stwarzając w ten
             sposób rodzaj miniaturowej sceny i powściągliwymi ruchami prezentuję Ci przy
             akompaniamencie zupełnej ciszy mój Taniec na strychu. Od czasu do czasu
             nakazujesz mi, bym przestała się poruszać i zastygła w bezruchu, co okazuje
             się być najtrudniejsze.
                Widzę, jak moje ciało z gliny przyjmuje swoją formę pod pewnym dotykiem
             Twoich dłoni. Przemieniasz się w czarodzieja, w boga, który wdycha oddech życia
             w glinę. Szczupła, zastygła w ruchu dziewczyna, którą gładzisz, tańcząc razem z nią
             Twoimi palcami, gdy ją formujesz – to jestem ja, a jednak nie ta sama. Jestem
             ruchem, tańcem życia. Ogarnia mnie uczucie, że siedzę wewnątrz Ciebie i pro-
             wadzę Twoje ręce. Jestem pewna, że czuję dokładnie to samo, co Ty. Odczuwam
             Twoją satysfakcję i Twoje niezadowolenie i wiem, które uderzenie Twojego dłuta
             jest właściwe, a które nie. Kiedy odłupujesz zbędny kawałek gliny, syczę i wołam:
                – To boli!
                Niczym doktor, który przeprowadza operację, marszczysz czoło i mruczysz:
                – Wiem. Ale to dla twojego dobra. Ani się obejrzysz, jak rana się zagoi. – Kiedy
             praca idzie dobrze i jesteś zadowolony, unosisz ramiona w górę i wołasz: – Alle-
             luja! – I znowu mówisz ze szczerym zapałem: – Będę cię nazywał Rina – śpiew,
             ponieważ nasze dusze biorą udział we wspólnej duchowej uczcie.
                W jednym z Twoich albumów o sztuce, które stoją na półce, znajduję repro-
             dukcję obrazu Botticellego Narodziny wiosny 335 . Twoja rzeźba przedstawiająca
             mnie, a którą nazywasz Taniec życia, zostaje ukończona z nadejściem wiosny.





             335   Wiosna (wł. Primavera) i Narodziny Wenus to dwa różne obrazy Sandro Botticellego, które powsta-
                wały w zbliżonym czasie i należą do najważniejszych dzieł florenckiego mistrza. Trudno stwierdzić,
                czy Chava Rosenfarb celowo czy pomyłkowo połączyła te dwa piękne obrazy renesansowego mala-
                rza w jedno dzieło.                                               481
   478   479   480   481   482   483   484   485   486   487   488