Page 475 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 475
wiedziałem, jak postąpić. Z początku nie walczyłem o nią. Dałem się przekonać
jej rodzinie, że ślub ze mną uczyniłby ją jeszcze bardziej chorą. A kiedy w końcu
zacząłem walczyć, moja porażka była już do przewidzenia.
– Dlatego wróciłeś z Paryża? – pytam.
– Nie mogłem dłużej tam żyć. Nie mogłem pracować. Wmówiłem sobie, że
muszę wrócić do domu, by napełnić moje spichlerze, że się tak wyrażę. Rozu-
miesz już, mademoiselle?
– Nie za bardzo. Jak możesz tak żyć?
– Masz na myśli to, że żyję na wschodzie, podczas gdy moje serce jest na
zachodzie? – pytasz, uśmiechając się.
– Tak, to właśnie mam na myśli.
– Moje serce nie wie, że istnieje wschód i zachód.
– Ale co stanie się z tobą, Abraszo? Czy nie chcesz mieć dzieci?
– Mogę ci odpowiedzieć sztampowym stwierdzeniem, że moje rzeźby są mo-
imi dziećmi. Prawda jest jednak taka, że nie byłbym dobrym ojcem, nie mówiąc
już o byciu czyimś mężem. Stworzenie domu, dobrego domu, jest sztuką samą
w sobie, i niewielu jest prawdziwych artystów w tej dziedzinie. Twój ojciec jest
jednym z nich.
– Mój ojciec? Zdaje ci się – protestuję. – Może kiedyś nim był, ale już od
dawna nie jest.
– Jest nim jeszcze dziś. Sama to odkryjesz. Czasy nie są dla niego łatwe.
Niewielu jest takich ojców jak on i być może to jest przyczyna, dla której świat
jest taki, jaki jest. Jeśli chodzi o mnie, widzisz… Są ludzie, którzy wyróżniają się
równocześnie w kilku dziedzinach, lecz ja do nich nie należę. Nie potrafię wybić
się nawet w jednej dziedzinie. Ale służyć mogę tylko jednej muzie. Wymaga ode
mnie wszystkiego i nagradza mnie samotnym życiem. To jednak nie oznacza,
mademoiselle, że jestem odporny na ludzkie słabości.
– W tym momencie jednak nie cierpisz na taką słabość, co, Abraszo?
– Skąd jesteś tego taka pewna?
– Czuję to. I ja, Abraszo – nagle budzi się we mnie pragnienie zemsty – je-
stem zupełnie wolna od takich słabości. Od długiego czasu. – Patrzę Ci prosto
w oczy. – Moja ostatnia miłość była wielką miłością młodej dziewczyny. Byłam
zakochana w moim nauczycielu rysunków. – Jestem zdziwiona, że tak lekko
przychodzi mi wyznać to Tobie. To najlepszy dowód, że moje zakochanie w Tobie
przeminęło.
– Czy już go nie kochasz? – pytasz.
– Kocham go. – Mrugam do Ciebie wesoło. – Jest moim najlepszym i naj-
piękniejszym przyjacielem.
– Dobrze! – mówisz pedagogicznym tonem, jak gdybyś chwalił mnie przed
klasą. – Bardzo, bardzo dobrze!
473