Page 474 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 474

Nic nie wskazuje na to, że ukrywasz swoje prawdziwe „ja” zamknięte w twar-
           dej skorupie. Wciąż uważam Cię za aktora, który udaje – ale za wspaniałego
           aktora.
             Cieszysz się wielkim powodzeniem u kobiet. Całują Cię w usta, jakby były
           z Tobą w intymnych stosunkach. Wskazując na mnie oczami, pytają:
             – Kim jest ta mała?
             Staję na palcach i o mało co nie pytam drwiąco: „Kim jest ta stara?”.
             – Moja bratanica – przedstawiasz mnie żartobliwie.
             Przychodzę do Ciebie tak często, jak się da. Godzinami jesteśmy razem,
           sam na sam. Jednak nigdy nie wydarza się ponownie to, co zdarzyło się mię-
           dzy nami podczas mojej pierwszej wizyty u Ciebie. Często znajduję w Twoim
           pokoju ślady kobiet: szpilki do włosów, pojedyncze kolczyki lub perfumowane
           chustki do nosa. Wypytuję Cię o te kobiety, nie będąc w stanie ukryć nuty
           zazdrości w głosie. Jestem zazdrosna nawet o stojące w Twoim pokoju posągi
           kobiet i akty spoglądające na mnie z wiszących na poszarzałych ścianach
           szkiców.
             – Kochasz kobiety, co? – pytam Cię.
             – Tak, wieczna kobiecość pociąga mnie 334 . – Śmiejesz się.
             – To znaczy, że kobiety, które przychodzą tu do ciebie, nie są tylko modelkami.
             – Część z nich jest, a część nie.
             – I w ogóle nie masz ochoty się ożenić, Abraszo?
             Wyznajesz mi otwarcie, że kiedyś bardzo chciałeś żyć razem z kobietą, którą
           kochałeś.
             – Kochałem ją wiele lat – opowiadasz mi. – Była moją koleżanką w Akademii
           Sztuki w Paryżu, wielką artystką. Oboje marzyliśmy o stworzeniu nowej formy
           pożycia między mężczyzną i kobietą. Jednak ona była niezwykle utalentowana,
           a granica między geniuszem a szaleństwem jest bardzo cienka. Miewała ma-
           kabryczne wizje, niczym Kasandra przepowiadała kataklizm, który czeka nas
           oboje w świecie. Mówiła o końcu dni i o apokalipsie. Uważała się za czarownicę
           o demonicznej mocy jasnowidzenia. Jej poczucie humoru zarówno mnie ocza-
           rowywało, jak i sprawiało, że krew zastygała mi w żyłach. Jej rodzina uznała, że
           jej szaleństwo jest większe od talentu, i postanowiła oddać ją do zakładu dla
           umysłowo chorych. Czasami myślałem, że to ja wepchnąłem moją Ofelię w ba-
           gno szaleństwa. Innym razem znowuż sądziłem, że gdyby jej rodzina pozwoliła
           jej żyć ze mną, mogłaby się dzięki miłości i pracy uwolnić od swoich demonów.
           Tak, czasami zdawało mi się, że mogę ją wyleczyć. Jednak często sam o mało
           nie traciłem zmysłów. Podobnie jak Hamlet, czułem się sparaliżowany i nie



           334   (jid.) Dos ejbik-wajbleche cit mich zu – nawiązanie do ostatniego wersu dramatu Faust Johanna
             Wolfganga Goethego: Das Ewig-Weibliche zieht uns hinan. W przekładzie na język polski Emila
    472      Zegadłowicza: „wieczna kobiecość zbawia i wznosi”.
   469   470   471   472   473   474   475   476   477   478   479