Page 470 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 470

nie przewracam się na rogu, gdzie kończy się trotuar. Zimny wiatr pomaga mi
           przewracać strony, mróz szczypie w koniuszki palców. Wskakuję do nabitego
           ludźmi tramwaju i czytam, stojąc na platformie. Kiwam się tam i z powrotem,
           niczym pobożny Żyd nad modlitewnikiem.
             Wpadam do domu jak wicher.
             – Mamo! – wołam półszeptem, zauważywszy, że Jankew jeszcze śpi. – Muszę
           szybko przeczytać tę książkę i nikt nie może mi przeszkadzać!
             – Jakżeby inaczej? – szepcze w odpowiedzi niezadowolona Binele. – Tak to
           jest, gdy czeka się na ostatnią chwilę, żeby przygotować się do egzaminu.
             Z książką w ręce wyciągam się na niklowanym łóżku. Noniek siedzi przy
           stole i coś majsterkuje. Odwraca do mnie głowę i pyta zaciekawionym szeptem:
             – Co to za książka?
             – Książka! Zwyczajna książka! Daj mi spokój! – szepczę w odpowiedzi ze
           złością, żeby zniechęcić go do zadawania dalszych pytań.
             – Kto ci nie daje spokoju? – pyta obrażony. – Chciałem tylko wiedzieć, jaki
           tytuł ma ta książka.
             Wierka siedzi na sofie naprzeciwko łóżka i powtarza łacińskie wersy. Wstaje
           i recytując szeptem: „carpe diem, quam minimum credula postero” , podchodzi
                                                                 329
           do mnie, po czym pochyla się do okładki książki, którą trzymam opartą o brzuch.
           Sylabizuje powoli:
             – I-sa-do-ra Dun-can. Mo-je ży-cie 330 .
             – Do mojej klasy chodzi dziewczyna, która ma na imię Dora – zauważa Noniek.
             Zeskakuję z łóżka, chwytam płaszcz i wybiegam z mieszkania. Siadam na
           lodowato zimnych, zabłoconych schodach w oficynie, zaraz pod brudną lampą,
           która ledwo zipiąc, świeci słabym światłem, jakby nie mogła się zdecydować,
           czy powinna dalej się żarzyć, czy też całkiem zgasnąć. Sąsiedzi, dorośli i dzieci,
           śpieszą ciągle obok mnie w górę i w dół schodów. Bolą mnie oczy i ledwo widzę
           tekst. Zesztywniała i zmarznięta zrywam się na nogi i wybiegam na ulicę. Gdzie
           mogę znaleźć bezpieczny kącik, w którym mogłabym być sam na sam z Isadorą
           Duncan i jej życiem w ten sobotni poranek? Najlepiej byłoby oczywiście usiąść
           w Muzie Zalmana Fidlera. Jednak boję się, że widząc mnie, Zalman zawoła Sorkę.
           Postanawiam więc pójść do czytelni biblioteki Kultur-Lige. Nie przychodzi mi do
           głowy, że w sobotni poranek czytelnia jest nabita do pełna czytelnikami i nie
           będzie tam gdzie usiąść i pochylić się nad książką.
             Wybiegam z biblioteki w rozpiętym płaszczu i z rozwianymi włosami, trzymając
           książkę pod ramieniem. Parę minut później pukam do Twoich drzwi, Abraszo.



           329   (łac.) Chwytaj dzień, jak najmniej ufając przyszłości – fragment Pieśni Horacego (65-8 p.n.e.),
             początek pieśni to najbardziej znana maksyma antyczna.
           330   Isadora Duncan, Moje życie ‒ książka została wydana w 1927 r., zaraz po śmierci artystki, w tym
    468      samym roku ukazało się pierwsze polskie wydanie.
   465   466   467   468   469   470   471   472   473   474   475