Page 454 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 454
Przychodzi list od Ciebie, Abraszo, adresowany do Jankewa. Ukradkiem
odpisuję sobie adres zwrotny, choć nie mam zamiaru do Ciebie pisać. Jednak
później właśnie to robię. Siadam na schodach obok drzwi do naszego mieszkania,
kładę teczkę na kolanach i piszę do Ciebie na kartce wyrwanej z zeszytu. „Drogi
Abraszo…” – ołówek kołysze się nad kartką papieru, moje pismo jest nierówne,
litery poplątane – „kocham Cię i nie wiem, co z tym zrobić…”.
Nie wysyłam tego listu, lecz kiedy widzę Cię w szkole po Twoim powrocie
z Bocianów, Twoje oczy zdradzają mi, że i tak znasz jego treść.
*
Koniec końców nie tańczę roli Szeherezady, do której się tak intensywnie
przygotowywałam. Tańczy ją młoda asystentka madame Felicji, Sonia Wajskop.
Sonia jest już od dawna w specjalnej klasie dla wybranych przez madame Felicję
tancerek, do której ja mam przejść dopiero w przyszłym roku szkolnym. Tymcza-
sem jestem chora. Mam dyfteryt.
Moje życie wisi na włosku. Mama nie odstępuje od mojego łóżka ani w dzień,
ani w nocy. Jej dłoń gładzi mnie bez przerwy, jak gdyby próbowała zetrzeć ze
mnie chorobę. Jankew zwalnia się wcześniej z pracy, by być wieczorami w domu
i nie chodzi na żadne zebrania. Jednak nie pozwalam mu zbliżać się do mnie,
podobnie jak kiedyś, kiedy chorowałam, będąc małą dziewczynką. Wszystko,
czego chcę, to mieć obok siebie mamę i czuć dotyk jej dłoni. Dopiero kiedy
mija niebezpieczeństwo i zaczynam wracać do zdrowia, ponownie cieszę się
z towarzystwa taty.
Jego twarz jest poważna, a oczy wilgotne, zamglone, pełne melancholijnego
smutku, jak gdyby przepełniał go jakiś utajony ból. Godzinami opowiada mi hi-
storie z czasów, kiedy był Twoim nauczycielem w Bocianach, Abraszo. Wcześniej
nie chciałam ich słuchać, teraz nigdy nie mam ich dość. Kiedy tata siedzi obok
mojego łóżka i jesteśmy sami w domu, prosi mnie:
– No, a teraz ty opowiedz mi trochę o sobie.
– Nie ma o czym opowiadać – zapewniam go i tracę do niego cierpliwość.
*
Wychodzę z choroby niczym motyl z poczwarki – staję się kwitnącą, młodą
kobietą. Moja twarz przybiera ostateczny kształt, cera jest wyleczona z pryszczy,
gładka i czysta. Jestem podobna do Binele, tyle że wyższa od niej i nie mam piegów.
Moje włosy są gęste, grube, ciemnoblond z rudawym połyskiem. Dzięki ciągłym
rytmicznym ćwiczeniom moje ciało jest zwinne, gibkie i szczupłe. Mój chód jest
lekki, ale pewny, a ruchy harmonijne. Jestem zakochana w sobie i niczym Narcyz
podziwiam ciągle moje odbicie w dużym, ściennym lustrze w szkole tańca i w gar-
452 derobianym lustrze w domu. Jestem spokojna i często w zrównoważonym nastroju.