Page 451 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 451

wychowanie nas na godne poszanowania damy żydowskiej klasy średniej.
             Dziwi więc, że mogła ona popełnić taki błąd, jak zatrudnienie nauczyciela
             Twojego pokroju. Zapewne dała się skusić notkom prasowym, które rozpo-
             wszechniały informacje o Twojej renomie wspaniałego rzeźbiarza, który dopiero
             co przybył z Paryża.
                Mam żal do Ciebie, Abraszo, że wyrobiłeś sobie taką złą reputację w gim-
             nazjum. Sama wprawdzie nie jestem Tobą zachwycona, lecz złośliwe plotki
             dziewcząt odbieram jako osobistą zniewagę. Przysłuchuję się z goryczą Loli
             Sokołow, która boleje nad tym jeszcze bardziej niż ja, gdy ze łzami w oczach
             wyznaje mi, jak bardzo jest w Tobie zakochana – i że jest to jej pierwsza wielka,
             święta miłość. Zaczynam przeszkadzać Ci na lekcjach, jak gdybym chciała Cię
             za to wszystko ukarać.
                Bierzesz mnie jednego razu na stronę i pytasz:
                – Dlaczego mi to robisz?
                – Co takiego robię? – Udaję, że nie rozumiem.
                Jednak to pytanie mnie również nie daje spokoju. Dlaczego przeszkadzam
             Ci podczas lekcji? Długi czas ignoruję odpowiedź, która sama się nasuwa. Do
             momentu, gdy podczas jednej rozmowy z Lolą Sokołow, która robi mi wyrzuty
             w związku z moim zachowaniem wobec Ciebie – spoglądam prawdzie w oczy:
             ja też jestem w Tobie zakochana! Po raz pierwszy w życiu jestem prawdziwie
             zakochana! Nie jest to przyjemne uczucie. Jest uciążliwe i bolesne, niczym atak
             dyfterytu czy innej groźnej choroby. Muszę się z tego wyleczyć, zanim mnie
             zniszczy. Nie mogę powstrzymać impulsu, by zemścić się na Tobie za to, że
             doprowadziłeś mnie do takiej sytuacji.
                Ponownie odwołujesz mnie na stronę podczas przerwy. Stoimy w kącie szkol-
             nego korytarza, a obok nas przepływa strumień uczennic i nauczycieli. Serce
             bije mi jak u przestępcy złapanego na gorącym uczynku. Wyjmujesz fajkę z ust
             i odzywasz się do mnie:
                – Przeszkadzasz mi w pracy, Miriam. Nie mam zamiaru faworyzować cię
             w klasie. Jedyne, co mogę dla ciebie zrobić, to ostrzec cię zawczasu. Jeśli nie
             przestaniesz błaznować podczas lekcji, wystawię ci złą ocenę na koniec roku
             szkolnego. – Twój głos, niski i głęboki, brzmi posępnie, podobnie jak posępna
             jest głębia Twoich oczu. Serce zamiera we mnie, gdy widzę wyrzut w Twoim
             spojrzeniu i ciężko mi oddychać. Wkładasz fajkę z powrotem do ust, a gdy ją
             zapalasz, iskry sypią się równocześnie z niej i z Twoich oczu.
                Tego samego wieczoru przychodzisz do naszego domu i zabierasz się za
             robienie latawca dla Nońka. Chcę Cię przeprosić, lecz jakoś nie mogę się do
             tego zmusić.
                W następną sobotę razem z tatą, Nońkiem i latawcem jedziecie tramwa-
             jem do pól ciągnących się obok taboru cygańskiego za miastem. Mam wielką
             ochotę wybrać się razem z wami. Latawiec jest wspaniały zarówno jeśli chodzi
             o formę, jak i kolorystykę. Jestem ciekawa, jak będzie wyglądał, kiedy uniesie   449
   446   447   448   449   450   451   452   453   454   455   456