Page 447 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 447
ich szukać. Dobrze zna jego słabości. Nawet jeśli chodzi o takie kwestie jak
zarobienie na kawałek chleba i utrzymanie rodziny, nie potrafi on zrezygnować
z trzymania głowy w chmurach. To jego przewinienie. Binele zawsze bała się tej
niezrozumiałej dla niej strony charakteru Jankewa i trochę, ale tylko trochę, miała
o to do niego żal.
W domu panuje niespokojna atmosfera. Wszystkie wielkie plany na przyszłość
rozpadają się ponownie jak domek z kart. Wierka nigdy nie zostanie światowej
sławy pisarką, ja nie zostanę światowej sławy tancerką, a Noniek nie stanie się
światowej sławy naukowcem, drugim Einsteinem. Binele i Jankew znowu rusza-
ją w miasto szukać pracy. W międzyczasie rodzina żywi się ze zgromadzonego
w tabakierce funduszu na dalszą edukację dzieci.
Binele chodziła już znowu z pięknym koczkiem na karku. Wszyscy lubiliśmy
jej długie, miedzianego koloru włosy, które stały się czymś w rodzaju rodzinnego
skarbu – symbolem stabilności. Wszystko było w porządku tak długo, dopóki
Binele nosiła kok na głowie. Dużo zdrowia kosztowało ją więc, by ponownie
złożyć wizytę w salonie fryzjerskim pana Fogelszusa i kolejny raz sprzedać
swoje włosy. Tym razem jednak pan Fogelszus wypłaca jej niewielką sumę
pieniędzy, mówiąc, że jakość jej włosów pogorszyła się i znalazł w nich zbyt
wiele siwizny.
Wracając do domu z salonu fryzjerskiego, Binele rozmyśla o tym, jak przyjmą
ją Jankew i dzieci z włosami ostrzyżonymi bardzo krótko, jak u mężczyzny. Szuka
w myślach czegoś, czym mogłaby ich ułagodzić i rozweselić. Przy bramie domu
spotyka stróża, pana Wygodnego, który rozmawia akurat z listonoszem.
– To jest pani Polin – mówi stróż, wskazując na Binele, po czym zwraca się
do niej: – On ma list dla pani.
Serce podskoczyło jej do gardła. Trzyma w dłoni list od Antona Cimermana.
Jej pierwszym impulsem jest przebiec przez ulicę i wejść do Muzy Fidlera, by
usiąść tam przy stoliku i go przeczytać. Zaraz jednak przychodzi jej na myśl,
że nie będzie mogła się tam skoncentrować. Potrzebowała dłuższej chwili, by
przeczytać list napisany odręcznie, gdyż nie jest wprawiona w odcyfrowywaniu
ręcznego pisma. Nieprzyzwyczajona do krótkich włosów, czuje zimno na karku.
Mróz szczypie ją w uszy pod dzierganą czapką. Pragnie zaszyć się w jakimś
ciepłym kącie. Zbyt niecierpliwa, by ruszyć gdzieś dalej, wbiega po schodach,
mija drzwi swojego mieszkania i wspina się na czwarte piętro. Rachela wyszła
na zakupy i drzwi otwiera jej szwagier Szaja.
– Czy nie będzie ci przeszkadzało, jeśli wejdę na chwilę, Szajo…? – wydusza
zasapana. – Muszę przeczytać w spokoju list.
Szaja obojętnie potrząsa głową i wraca do leżącej na stole Gemary. Binele
przystawia krzesło do pieca i osuwa się na nie. Rozrywa kopertę. Pismo Cimerma-
na jest staranne i wyraźne, jakby specjalnie przeznaczone dla niej. Z napięciem
przebiega wzrokiem po równych linijkach. Jednak to, co czyta, przejmuje chłodem
całe jej ciało. Cimerman napisał ten list ze szpitala. Został ranny w biodro od 445