Page 444 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 444

Wierka jest tak samo obsypywana pochwałami w gimnazjum, jak wcześniej
           w szkole powszechnej. Posiada ogromną umiejętność wyrażania słowami tego
           wszystkiego, co we mnie samej jest tak skomplikowane i poplątane. Wszyscy
           przepowiadają jej wspaniałą przyszłość zarówno na polu literatury, jak i w ma-
           larstwie, nauce i sama nie wiem w czym jeszcze. I jakby tego jeszcze było mało,
           jest prawdziwą pięknością.
             Trzymam się od Ciebie z daleka. Twoje spontaniczne wybuchy entuzjazmu,
           chwytanie w objęcia i całowanie każdego, Twoja rozmowność, a także długa,
           zmierzwiona czupryna i ożywiona, często nieogolona twarz – wszystko to od-
           strasza mnie od Ciebie. W równym stopniu niepokoją mnie też Twoje gorące,
           czarne jak węgiel oczy, które w całej swojej czerni zdają się być jasno oświetlo-
           nymi bramami do Twojej duszy, otwartymi dla każdego, by zajrzał do wnętrza
           i odkrył w ich najgłębszej głębi śmiertelną powagę. Dlaczego on udaje, że jest
           taki rozradowany? – dziwię się.
             Wynajduję tysiące powodów, dla których jestem do Ciebie tak wrogo na-
           stawiona. Jednym z nich jest fakt, że nie jesteś bundystą. Mówię sobie, że
           nie mogę odczuwać żadnej ideologicznej bliskości z Tobą, chociaż dla nikogo
           innego z rodziny nie stanowi to przeszkody, by Cię pokochać. Denerwuje mnie,
           że odmawiasz zajęcia wyraźnego politycznego stanowiska, podczas gdy w tym
           samym czasie, chociaż nie deklarujesz się jako syjonista, perorujesz o potrze-
           bie, by Żydzi posiadali własny zakątek na świecie. Poza tym mówisz z ogromną
           powagą o tak prastarej filozofii pełnej mistyki i zabobonów, jak filozofia ka-
           bały – o której, swoją drogą, nie mam zielonego pojęcia. Nienawidzisz słowa
           „ateista” i głosisz jakiś rodzaj własnej wiary w „ukrytego nieznanego”, którego
           nazywasz „wielką nicością”. Masz czelność krytykować stanowisko mojego
           taty wobec problemów społecznych i zarzucasz mu krótkowzroczność. Jednego
           razu śmiejąc się, cytujesz Flauberta i mówisz, że marzeniem socjaldemokracji
           jest podniesienie proletariatu do poziomu głupoty burżuazji 315 . Nie mogę pojąć,
           jak tata może po tym wziąć Cię pod ramię i towarzyszyć Ci w drodze do domu.
           Umacnia mnie to w moim najnowszym przekonaniu, że tata jest człowiekiem
           bez charakteru.
             Uważam się za tolerancyjną osobę, jednak w rzeczywistości nią nie je-
           stem. Staję się fanatyczna w moich przekonaniach. W chaosie mojej dopiero
           co rozkwitłej kobiecości chronię się przed światem pancerzem „zasad”, po-
           dobnie jak tata zwykł to czynić w swojej młodości. Moje „zasady” pozwalają
           mi koncentrować się na moim wewnętrznym zamęcie. Uzbrojona w arsenał
           frazesów i argumentów oraz z moją nieugiętą wiarą w socjalizm – aczkolwiek
           nie pogłębiając wiedzy na tym polu, gdyż socjalistyczna literatura strasznie



           315   „Całe marzenie o demokracji sprowadza się do podniesienia proletariatu do poziomu głupoty bur-
    442      żuazji” (Gustave Flaubert w liście do George Sand, 1871 r.).
   439   440   441   442   443   444   445   446   447   448   449