Page 441 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 441

że jest stosunkowo młody w porównaniu do większości nauczycieli. Przekazują
             też, że jest barczysty, całkiem sympatyczny, ale zwariowany, że ma czuprynę
             zmierzwionych, czarnych włosów, która pasuje raczej do cyrkowego klauna niż
             do gimnazjalnego nauczyciela, oraz że nosi cudaczną, zagraniczną, sportową
             marynarkę na wyblakłym pulowerze, zamiast ciemnego garnituru, białej koszuli
             i krawatu, tak jak inni nauczyciele, którzy są niezwykle staranni w ubiorze. Niektó-
             re dziewczęta donoszą nawet, że ten dziwny egzemplarz nauczyciela opowiada
             podczas lekcji bulwersujące, komiczne historie, i że ma wspaniałe dłonie, które
             potrafią tworzyć różnorodne formy z tektury, papieru i gliny.
                Są i takie dziewczęta, które wiedzą już nawet, że ten nowy nauczyciel flirtuje
             na swój sposób z każdą dziewczyną z osobna – oczami, które są czarne jak
             węgiel i o tak gorącym i szelmowskim spojrzeniu jak u demona. Jeszcze inne
             mówią, że robi się śmiertelnie poważny, kiedy opowiada o sztuce, jak gdyby
             nauczanie dziewcząt rysowania i malowania akwarelami istotnie miało z nią
             coś wspólnego. Zdaniem dziewcząt lekcje rysunków w gimnazjum są zesłanymi
             przez Boga okazjami do tego, by złapać oddech i ukradkiem przygotować się do
             kolejnej, ważniejszej lekcji, a mianowicie lekcji polskiej historii, prowadzonej przez
             młodą, ale bardzo surową profesorkę, pannę Julię. Żadna z nich nie uczęszcza
             do gimnazjum po to, żeby zostać artystką.
                Po lekcjach postanawiam sama rzucić okiem na nowego nauczyciela. Kiedy
             przepycham się przez zatłoczony szkolny korytarz, dostrzegam obcego mężczyznę
             idącego mi naprzeciw ramię w ramię z Wierką. Jego wygląd zgadza się z opisami
             dziewcząt. Czupryna włosów, które obramiają jego szeroką, wyrazistą twarz, jest
             jeszcze czarniejsza, niż sobie to wyobrażałam. Podobnie jak jego oczy. Zaraz
             jednak dostrzegam intensywną, śmiertelną powagę wyglądającą z głębi ich
             śmiejącej się czerni. Dwa rzędy dużych, równych zębów połyskują spomiędzy
             rozciągniętych w uśmiechu pełnych warg, jak gdyby każdy ząb z osobna chciał
             się do mnie uśmiechnąć.
                – To jest moja mała siostra, Miriam! – przedstawia mnie dowcipnie Wierka.
                W jednej chwili znajduję się w ramionach obcego. Przyciska mnie do swojej
             piersi tak mocno, że aż trzeszczą mi żebra, po czym całuje mnie w oba policzki.
             Bez odrobiny wstydu przytula do siebie zarówno mnie, jak i Wierkę, i tryskając
             entuzjazmem, woła z uniesieniem:
                – Moje dzieci!
                Ruch na szkolnym korytarzu zamiera. Tłum nauczycieli i uczniów gapi się na
             nas troje zdumiony skandalicznym zachowaniem nowo przybyłego. Moja twarz,
             podobnie jak twarz Wierki, płonie. Wierka jednak zarumieniła się z radości,
             natomiast ja poczerwieniałam z irytacji, gdyż jestem oburzona zachowaniem
             tego obcego, jego skandalicznymi manierami i jego bezczelnym dyrygowaniem
             moją osobą. Mam też żal do Wierki, że przedstawiła mnie jako „małą siostrę”,
             nawet jeśli powiedziała to żartem. Nie jestem ani odrobinę zainteresowana tym
             agresorem, który wciąż jeszcze nie jest gotów mnie puścić.           439
   436   437   438   439   440   441   442   443   444   445   446